27. Dopóki śmierć nas nie rozłączy

950 56 393
                                    

Lily

      Wiedziałam, że realizacja tajemniczego planu Severusa może trochę potrwać, zwłaszcza jeśli chcieliśmy, żeby przyniosła pożądane efekty. Mimo to z każdą chwilą niecierpliwiłam się coraz bardziej. Minęło już kilka godzin, odkąd wyszedł z domu, by skompletować to, co było mu potrzebne, a co tak skrzętnie przed nami zatajał. Początkowo proponowałam, że sama udam się do Slughorna po składniki, ten jednak uparcie trwał przy swoim, że sam to ogarnie i że uda się do niego nocą, gdy wszyscy będą już spać. Sporo tym ryzykował, zwłaszcza że poza członkami Zakonu nikt nie wiedział, że żyje, ale nie dało się go przegadać.

      Syriusz i Remus przez cały ten czas chodzili nabuzowani, rzucając co chwila coraz to głupsze pomysły co mu zrobią, jeśli spartaczy sprawę i okaże się, że celowo skrzywdził Jamesa. Tak jak groźby Syriusza potrafiłam zrozumieć, bo zawsze był osobą nazbyt impulsywną, tak Remus nieco mnie przerażał. Cały czas w głowie kołatało mi się wspomnienie, gdy szarpał Severusa, krzycząc na niego i mu grożąc. To było do niego bardzo niepodobne. Ale czy mogłam mu się dziwić? Świat walił nam się na głowy, a koniec świata zbliżał się nieubłagalnie, nic więc dziwnego, że tak go ponosiło, zwłaszcza że wszyscy naokoło nie ułatwiali mu sprawy. Wydawał się być wściekły szczególnie na Harry'ego, nic więc dziwnego, że starali się unikać swojego towarzystwa, a gdy już przebywali razem w jednym pomieszczeniu, za bardzo się do siebie nie odzywali. Świat naprawdę stanął na głowie.

      Drzwi wejściowe trzasnęły głośno. Pospiesznie wybiegłam na korytarz, gdzie stał Severus obładowany torbami. Wyraźnie miał skwaszoną minę, ale chyba nie dlatego, że nie odnalazł tego, czego szukał, a że nie udało mu się wejść po cichu. Zapewne chciał od razu czmychnąć do siebie, by nie doszło między nami do żadnych konfrontacji.

      — Masz wszystko? — zapytałam z przejęciem.

      — Tak — bąknął. — A teraz wybacz, ale muszę...

      — Pragniemy ci tylko przypomnieć, że skoro zamierzasz ważyć jakieś eliksiry, to one mogą nie zadziałać — wpadł mu w słowo Remus, który mierzył go tak groźnym spojrzeniem, że aż mnie zmroziło.

      — Tak, wspominaliście coś o tym, zanim wyszedłem — odparł. — Gonił mnie jednak czas, więc nie dopytywałem, ale to chyba kwestia warta poruszenia. — Przeszedł do kuchni, rzucił pakunki na blat i ponownie zerknął na Remusa. — No więc? Zdradzicie mi jakieś szczegóły?

      — Ty nam ich nie zdradzasz — warknął Syriusz, również wchodząc do kuchni i krzyżując ręce na piersi.

      — Łapo, to nie czas na to — powiedziałam, starając się nie brzmieć na zdenerwowaną. — Co do działania eliksirów, to fakt, bywały już przypadki, że te na nas, to znaczy wskrzeszonych, nie działały.

      — Jakie to były przypadki? — dopytywał.

      — Na przykład wtedy, gdy Lily... — zaczęła Mer, ale nagle raptownie urwała, wpatrując się z uporem w podłogę.

      — Gdy Lily co? — fuknął. Nagle chyba to do niego dotarło, o czym świadczyło zrozumienie, jakie pojawiło się na jego twarzy, w końcu słyszał już, co wydarzyło się w minione święta. — Och, chodzi o...

      — O ten moment, gdy straciłam dziecko — odparłam. — Słyszałeś już, że po powrocie zaszłam w ciążę, jednak moje dziecko... mój synek zmarł w wyniku komplikacji. Ja sama omal nie zeszłam z tego świata, bo magiczne specyfiki mi nie pomagały. Żyję dzięki interwencji mugolskich lekarzy i krwi, którą dostałam od Jamesa.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz