32. Jeszcze trochę żywe zwłoki

840 48 316
                                    

Harry

         Stałem w oknie nerwowo podrygując i wpatrując się z napięciem w bramę. Patronus do Longbottomów poleciał dziesięć minut temu, a moja cierpliwość i tak została już wystawiona na próbę. Z kuchni nadal dochodziły zwykłe, poranne odgłosy związane z jedzeniem śniadania. Wnioskując po tym, co słyszałem, mama i Mer właśnie popędzały wszystkich w szybszym skończeniu posiłku, aby mogły sprzątnąć ze stołu na przybycie gości.

        Mimowolnie uśmiechnąłem się sam do siebie, uświadomiwszy sobie jedną, bardzo ważną rzecz. Właściwie to dwie. Tym razem śmierć kusiła mnie, żebym usiadł przy stole ze swoją rodziną. A czy... dziesięć minut temu nie siedziałem przy stole ze swoją rodziną? Sytuacja wyglądała kompletnie inaczej i tutaj nikt nie gwarantował mi szczęśliwego zakończenia, ale wiedziałem, że gdybym został, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. O ile w życiu pozagrobowym można mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Każda kolejna chwila spędzana z nimi tutaj, utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie było żadnej innej opcji do wyboru. Ta była jedyna i najlepsza. O tym, co widziałem powinienem chyba jak najszybciej zapomnieć, żeby nie nurzać się w tęsknocie za czymś, co przecież i tak już nigdy się nie wydarzy. Cały czas gdzieś z tyłu głowy siedziała mi prośba Felixa, żebym został, bo on tylko w tamtej rzeczywistości mógł istnieć. To też musiałem jakoś zagłuszyć. Nie mogłem pomóc tylko jemu, zostawiając na pastwę losu moich bliskich. Moje myśli często zahaczały również o Marille, ale to traktowałem jako najbardziej optymistyczny punkt. W końcu jeśli jakimś cudem się uda, a świat się nie skończy, może jeszcze będę miał szansę ją poznać.

        Bez cząstki Voldemorta w sobie czułem się dziwnie wyzwolony. Dziwnie lekki. Miałem świadomość, że teraz nie stanowię już zagrożenia dla swojej rodziny i przyjaciół, a w dodatku wbiliśmy tamtej stronie kolejnego gola. Mama też już była wolna. Została tylko trójka, ale za każdym razem kiedy myślałem o tacie stającym oko w oko z Voldemortem, przechodziły mnie zimne dreszcze, biorąc pod uwagę to, w jakim nadal był stanie. W dodatku było jasne jak słońce, że nie mówi nam wszystkiego, co tylko jeszcze bardziej zostało pogorszone przez wczorajszą decyzję mamy związaną z tym, żeby go zostawić. Zdążyłem go już trochę poznać i tylko podświadomie czekałem na to, aż w końcu w ogóle zakaże nam mówić o swoim zdrowiu i o nie dbać, wciąż mając wymówkę, że sami tego chcieliśmy.

         Westchnąłem, ale dość szybko się rozchmurzyłem. Całą noc spędziłem na rozmyślaniu o tym, że znowu dostałem szansę i nie mogłem jej zmarnować. Po raz kolejny mogłem wrócić, żeby działać. Wtedy się udało i teraz musiałem robić wszystko, żeby powtórzyć tamten sukces. Obiecałem sobie, że dość użalania się nad sobą, dość wyrzutów sumienia. Pogodziłem się z faktem, że co się stało, to się nie odstanie, a moim jedynym celem była teraz pomoc najbliższym, abyśmy wspólnie mogli uwolnić świat od zagłady. I tak dostałem więcej, niż w ogóle mogłem chcieć, więc postanowiłem w końcu zaakceptować własne porażki i się z nimi zmierzyć. W końcu jak się okazywało - z każdej wychodziłem w jakiś sposób silniejszy. Jeśli będzie mi dane, czas na załamywanie się przyjdzie w sierpniu. Teraz trzeba było po prostu brnąć przed siebie, mając na koncie trzy wielkie zwycięstwa. Okupione krwią, bólem, tęsknotą, cierpieniem i niejednym potknięciem, ale jednak Glizdogon, Dołohow i cząstka duszy Voldemorta, przestali już istnieć. Fred szykował się na Rookwooda z wielki zacięciem i wiedziałem, że wykorzysta swoją szansę, gdy ta będzie mu dana, a jeśli chodzi o Tonks... Sam zamierzałem zająć się Bellatriks i zmęczyć ją na tyle, by Dora miała do rzucenia tylko ostateczne zaklęcie. Wiedziałem, że jeśli chodzi o Voldemorta, to samo zrobimy wszyscy, by pomóc tacie. Nie rozpatrywałem innych opcji, nie nakręcałem stresu, że to się może nie udać. Po prostu nie. Miałem powyżej uszu dni, które wypełniałem użalaniem się nad sobą. Wiedziałem, że najwyższy czas z tym skończyć, bo w niczym to nie pomagało, a tylko kompletnie mnie dekoncentrowało.

OraveritisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz