Meredith
Stałam przy oknie, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w szybę. Byłam tak głęboko zamyślona, że nawet nie wiedziałam, co dzieje się na ulicy. Miałam wrażenie, że ostatnie wydarzenia były tylko strasznym koszmarem. Tak bardzo nie chciałam do siebie dopuścić myśli o śmierci tych wszystkich niewinnych osób... Co z tego, że z Jamesem udało nam się uratować jedno istnienie? Co z tego, w obliczu tych wszystkich ludzi, którzy zginęli tak naprawdę za nic? Założyłam ręce na piersi, przyciskając je mocno do ciała. Całą siłą woli odepchnęłam od siebie pesymistyczne wizje. Odkąd na nowo pojawiłam się w życiu moich przyjaciół, minęło tylko nieco ponad pół roku, a ja już zdążyłam przeżyć więcej złych i dobrych momentów, niż w całym moim życiu. Mentalnie byłam gotowa też na to, że najgorsze przed nami, więc skoro do tego momentu udało mi się wytrwać, już chyba nic nie było w stanie mnie złamać. Jeśli zetknęłam się z krwawiącym Jamesem, umierającą Lily i obłąkanym Syriuszem, który głęboko w sobie pielęgnował mnie jako jeden z koszmarów przeszłości... Mogło być gorzej? Raczej nie.
Ach, no tak. Jeszcze ledwo przeżyłam pożar i zawalenie się księgarni. W porównaniu z tym, co spotkało nas wcześniej, to nie było takie straszne, więc najłatwiej było mi o tym nie rozmyślać. Poza tym... Za długo byłam skupiona na sobie, swoich lękach i obawach, by teraz wysuwać siebie na pierwszy plan. Patrząc Syriuszowi w oczy na urodzinach Harry'ego, po raz pierwszy od tak dawna, obiecałam mu, że wszystko naprawię. I zamierzałam dotrzymać słowa. Nieważne, że wtedy nawet nie chciał mnie wysłuchać.
Westchnęłam, zerkając kątem oka w lusterko wiszące nad umywalką znajdującą się w rogu sali. Patrzyła na mnie blada, ciemnowłosa kobieta z byle jak zrobiony warkoczem i cieniami pod oczami. Ucieszyłam się jednak widząc w niej pewną... zaciętość. A na pewno nie dostrzegłam grama strachu. Czas na strach wykorzystałam już dawno temu.
Drgnęłam gwałtownie, słysząc krótkie pukanie. Odwróciłam się, widząc Syriusza, który zastukał niepewnie w uchylone drzwi. Nie mogłam nie zauważyć (jak zawsze zresztą), że ma na szyi szalik, który ode mnie dostał.
— Cześć — powiedział, po czym wszedł do środka i rozejrzał się po sali. Zupełnie tak, jakby naprędce szukał tematu do podjęcia rozmowy. — Och... Zostałaś sama?
— Tak. Moją...hm... współlokatorkę wypisali wczoraj wieczorem.
— Świetnie, że doszła do siebie. Jesteś gotowa? Przyleciałem, jak tylko dostałem patronusa.
— Wiem. — Uśmiechnęłam się do niego. — Masz zabójcze tempo, bo wysłałam wiadomość dziesięć minut temu.
Odwzajemnił uśmiech, wywracając oczami.
— Czas nas goni, moja droga. Zanim wrócimy do naszej obecnej kryjówki, musimy jeszcze zahaczyć o twoje mieszkanie. No wiesz, żebyś zabrała wszystkie potrzebne rzeczy. Lily zastanawiała się czy cię nie wyręczyć, ale ostatecznie doszła do wniosku, że najlepiej będzie jeśli sama się spakujesz. Mam ze sobą pelerynę-niewidkę na wszelki wypadek.
Poklepał torbę przewieszoną przez ramię, którą dopiero teraz zauważyłam. Zniżyłam głos do szeptu, nachylając się do niego.
— Jesteś pewien, że powinnam ukrywać się razem z wami? Poradziłabym sobie sama, w końcu wątpię, żeby Vol...
Zamilkłam zaskoczona, kiedy bez zbędnych ceregieli zatkał mi usta dłonią. Gdyby nie to, że woń jego perfum na kilka sekund odebrała mi trzeźwe milczenie, pewnie bym go odepchnęła. To znaczy... to wcale nie tak, że wciąż działał na mnie tak samo jak przed laty. Po prostu wylał na siebie za dużo... Kogo ty próbujesz oszukać?

CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...