Syriusz
Dopadłem do zimnych i wilgotnych krat w jakimś zatęchłym lochu, któremu nie poświęciłem zbyt wiele uwagi. Nie miałem czasu ani ochoty się rozglądać, bo pod przeciwległą ścianą siedział James i... uśmiechał się do mnie szeroko. Łobuzersko. Z kpiącym błyskiem w oku. Jak zawsze. Miał na sobie zwykłe ubrania, wliczając w nie dżinsy i kurtkę. Skórzaną kurtkę. Nie widziałem, czy z tyłu jest napis, ale to była kolejna rzecz, która kompletnie się dla mnie nie liczyła. Chciałem się odezwać, powiedzieć cokolwiek, ale po prostu na niego patrzyłem, nie mogąc uwierzyć, że jest cały i zdrowy. I po prostu tak sobie siedzi.
Po chwili, która zdawała się być wiecznością, Rogacz wstał, dmuchnął w rozwianą grzywkę, która opadała mu na czoło i stanął naprzeciwko mnie. Błysnął białymi zębami w jeszcze szerszym uśmiechu.
— No i jak? — zagadnął, a ja zmarszczyłem brwi. Skąd u niego takie dobre samopoczucie? I skąd tak bezsensowne pytanie zadane w tej sytuacji?
— Nie wiem czy to odpowiedni czas na pogawędki — odpowiedziałem, odzyskując w końcu zdolność mówienia, po czym obejrzałem się za siebie szybko. — Musimy...
— Innego już pewnie nie będzie — odpowiedział, po czym wzruszył ramionami i też złapał za kraty, zaciskając palce obok moich dłoni.
— Przestań się wygłupiać! Gdzie tu jest jakiś zamek? Jak to jest zamknięte? Zresztą nieważne, jak będzie trzeba to wysadzę to w cholerę! Lily, zaraz powinna tu dotrzeć, nie wiem, pewnie coś zatrzymało ją po drodze i...
James spoważniał, po czym przechylił lekko głowę, jakby nad czymś usilnie się zastanawiał.
— Ona już tam była, prawda? — zapytał, a ja znieruchomiałem, zaprzestając na chwilę poszukiwań jakiegokolwiek wyjścia z jego celi.
— Gdzie była?
— Tam.
— Rogacz, przestań sobie żartować!
James westchnął lekko rozbawiony i rozżalony zarazem, a moją uwagę przykuła jakaś dziwna, ciemna ciecz lecąca spomiędzy jego zaciśniętych na kratach palców. Rogacz też tam spojrzał, po czym znowu przeniósł wzrok na mnie. Patrzył tak, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że to normalne. Że to się miało stać.
— James... — wydyszałem mimowolnie odskakując, bo płyn zaczął rozpryskiwać się na kamiennej posadzce. Spojrzałem na swoje spodnie, stwierdzając, że są całe upstrzone kropelkami krwi, które rozbijały się o podłogę.
Rogacz też się odsunął, puszczając wreszcie szczebelki, a ja wtedy zobaczyłem, że krew nie wyciekała bezpośrednio z jego dłoni tylko zza rękawów kurtki. Popatrzył na swój tors okryty koszulką, która powoli zaczynała przemakać. Zupełnie jak... jak...
— Mam deja vu — powiedział w zamyśleniu, nadal patrząc na swoją pierś. Potem strzepnął rękami, jakby krew, która nadal z niego wypływała była jedynie deszczówką. — Przepraszam tylko za kurtkę. Zniszczyła się.
— W dupie mam tą kurtkę! — wymamrotałem, po czym dopadłem do krat i zacząłem za nie beznadziejnie szarpać. Nagle zapomniałem, że w kieszeni mam różdżkę. — James, wyciągnę cię stąd, słyszysz?! Wyciągnę cię, przysięgam, że... że...
— Wiesz... — zauważył spokojnie, po czym zrobił kilka kroków do tyłu, żeby oprzeć się o ścianę. Zaczął się po niej powoli usuwać. — Mógłbyś przekazać coś Lily. Mógłbyś, prawda?
CZYTASZ
Oraveritis
FanfictionKontynuacja opowiadania znanego pod nazwą "Obliterati". "Ciągniecie za sobą konsekwencje, o jakich nie macie pojęcia". Życie osób wskrzeszonych przez Harry'ego Pottera wydawało się być sielanką, a James, Lily, Syriusz, Remus, Nimfadora i Fred szybko...