-Cholera jasna!
Howard krzyknął z bólu, trzymając się za dłoń. Podbiegłam do niego chwytając go za przedramię. Gdy tylko zauważyłam krew płynącą z poparzenia nie czekając na nic szybko wstrzyknęłam serum leżące nieopodal. Następnie nabrałam leku z ampułki i także wstrzyknęłam w pierwszą lepszą żyłę widoczną na powierzchni dłoni. Z lodówki wyjęłam maść i posmarowałam nią wierzch jego ręki.
Odetchnęłam widząc jak tkanki zaczynają się regenerować, a sam Howard patrzy na to z niedowierzeniem.
-A więc tym się zajmujesz, kiedy wkradasz się niby niepostrzeżenie do mojego labolatorium - powiedział czarnowłosy wciąż z zachwytem przyglądając się swojej ręce.
Wzruszyłam ramionami i zakręciłam maść. Schowałam ją z powrotem do lodówki i usiadłam obok niego przed pulitem.
-Eksperymentuję co nieco - odparłam, jakby to było nic takiego.
-Co nieco? Mad, przecież... Czy ty wymyślałaś i stworzyłaś maść, która regeneruje tkanki?
-Mhm - odparłam nie patrząc na niego.
-Genialne! - krzyknął i chwycił mnie za ramiona. -Od zawsze wiedziałem, że twoje zmiejsce jest w labolatorium, a nie na froncie!
Pokręciłam głową.
-Gdybym tylko skończyła szkołę, moje miejsce byłoby w szpitalu. Na sali operacyjnej - odparłam i uśmiechnęłam się lekko. -Jedyną wadą maści jest jej zimno, nie uważasz?
-Zimno - prychnął Howard i pokręcił głową. -Dzięki Tobie moja ręka wygląda jakby nic się nie stało, a przecież oblałem ją kwasem.
-No widzisz, na coś się przydaję - powiedziałam i wstałam z krzesła. Zarzuciłam marynarkę na błękitną koszulę i zabrałam torbę. -Skończyłam na dziś, mam plany na wieczór. Do zobaczenia jutro Howard!
-Jesteś genialna! - usłyszałam zza zamkniętych drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do domu.
***
Przemierzałam ulice w biegu. Nie chciałam się spóźnić na umówione spotkanie z Jamesem. Niestety zbyt długo zajęły mi przygotowania, ale zależało mi, aby wyglądać co najmniej przyzwoicie. Stanęłam przed lokalem i spojrzałam w odbicie w szybach.
Przygładziłam roztargnięte włosy. Widząc swój dekolt aż się roześmiałam. Szybko zapięłam ostatnie dwa guziki, które najwidoczniej w biegu mi się rozpięły i wygładziłam spódnicę. Dziś zrezygnowałam z żakietu, ponieważ wieczór był wyjątkowo ciepły.
Popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Od razu na wejściu poczułam zapach słodkich róż, niezbyt intensywny, ale i niezbyt mocny. Widząc przy barze Jamesa uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Skłamałabym gdybym powiedziała, że się nie stresowałam. Cały dzień zastanawiałam się czy przyjdzie i czy dobrze zrozumiał moją wczorajszą aluzję. Był tutaj. Stał wyprostowany przy blacie w mundurze, nawet z krawatem. W dłoniach trzymał czapkę którą nerwowo pocierał.
Ruszyłam w jego stronę, a gdy tylko mnie zauważył widziałam, że odetchnął.
-Sierżancie - powiedziałam wyciągając w jego stronę dłoń.
Chwycił ją i delikatnie musnął jej wierzch wargami. Gdy tylko spojrzał na mnie spod długich rzęs nie opanowałam już uśmiechu i pozwoliłam mu wpłynąć na moją twarz.
-Madeline - odpowiedział i odwzajemnił uśmiech. -Zaczynałem się martwić, że źle zrozumiałem twoje wczorajsze słowa. Albo, że co gorsza pomyliłem lokale.
-Oh gdybyś to zrobił znaleźlibyśmy się oboje w beznadziejnej sytuacji - powiedziałam wzdychając teatralnie.
-Doprawdy? - zapytał unosząc brwi.
-Ja, przyszłabym tutaj, nie spotkawszy się i pewnie powierzyłabym całe swoje zaufanie do mężczyzn diabłu - powiedziałam wzruszając ramionami. -A Ty do końca życia zastanawiałbyś się czy cię wystawiłam czy po prostu pomyliłeś lokale. Już nie wspomnę jak bardzo byś żałował ominięcia tak świetnej randki - dodałam.
-A więc to randka? - zagadnął uśmiechając się szerzej.
-To zależy od zakończenia - odparłam odwzajemniając uśmiech. -Zamówimy coś?
Brunet skinął głową wołając barmana.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...