65.

1.5K 107 84
                                    


— James —

Wszedłem do przestronnego salonu, znajdującego się na dziesiątym piętrze w Stark Tower i zdjąłem skórzaną kurtkę. Odłożyłem ją na kanapę i ruszyłem w kierunku baru, z zamiarem nalania sobie alkoholu. 

To był cudowny, ale i długi dzień. Czas, który spędziłem z Madeline jak zwykle był najlepszy, ale przyszedł wieczór i jej nocna zmiana, a ja musiałem coś z sobą zrobić. Zauważyłem w kuchni Stevena, który akurat czytał gazetę i postanowiłem do niego dołączyć. Blondyn podniósł na mnie wzrok gdy tylko wszedłem do tego samego pomieszczenia i uśmiechnął się lekko.

— Jak poszła randka?

Uśmiechnąłem się pod nosem, jednocześnie nalewając sobie alkohol do szklanki. Upiłem łyka i pokiwałem z uznaniem głową.

— Doskonale — odpowiedziałem, odstawiając szklankę na blat.

Odsunąłem krzesło, siadając na przeciwko przyjaciela.

— Jutro misja. Nic wielkiego, ale przyda nam się twoja pomoc — powiedział Kapitan.

Pokiwałem na zgodę głową i upiłem kolejnego łyka whisky. Pomimo dobrego humoru, w głowie wciąż miałem słowa Madeline na temat dzieci i tego, jaką matką by była. Rozumiałem w pełni jej obawy i nie miałem zamiaru na nią naciskać. Mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu na planowanie rodziny, ale było mi jedynie żal. Żal, że traci przez to wszystko to, o czym zawsze marzyła.

— Madeline nie chce mieć dzieci. Dlatego, że nie może się zestarzeć — wydusiłem w końcu.

Czułem, że muszę to z siebie wyrzucić i powiedzieć o tym komuś innemu. Steve był idealną osobą, ponieważ znał nas oboje, a do tego umiał dochować tajemnicy. W dodatku był zarówno moim najlepszym przyjacielem jak i bliski sercu Madeline. Blondyn spojrzał na mnie i uniósł lekko brwi w górę. Chyba nie spodziewał się takiego wyznania, ale w miarę upływu czasu, jego wzrok zaczął łagodnieć. 

Po chwili pokiwał na zgodę głową i westchnął.

— To chyba zrozumiałe, chociaż to wielka strata. Byłaby świetną matką — wyznał, uśmiechając się lekko.

Pokiwałem głową, przyznając przyjacielowi rację i zrobiłem kolejnego łyka alkoholu. Zacząłem zastanawiać się co mógłbym zrobić aby to naprawić. Aby Madeline zechciała mieć dzieci, aby mogła je mieć bez wyrzutów sumienia i cierpienia z tym związanego. Po kilku minutach zdałem sobie sprawę jak bezsilny jestem. Denerwowało mnie to, że ona tyle dla mnie zrobiła, tyle poświęciła, a ja nie mogłem ułatwić jej choć jednej rzeczy o której zawsze marzyła. 

Już miałam zadać kolejne pytanie Kapitanowi, ale drzwi windy się otworzyły, a do salonu wpadł Tony Stark. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że był zdyszany, ale wierzcie mi, Iron Man mało kiedy biegał sam z siebie. Trzymał w dłoni telefon, a gdy tylko nas zauważył, ruszył w naszą stronę, rzucając nam rozzłoszczone spojrzenia.

— Dlaczego do cholery nikt z was nie odbiera pieprzonego telefonu! — ryknął. 

I to dopiero było zaskoczenie. Jego głos wyrażał tyle wściekłości, że nawet mnie włosy się zjeżyły. Uniosłem wysoko brwi, zdziwiony jego zachowaniem. Co jak co, ale Stark był raczej z natury osobą w miarę poukładaną. Wyjąłem prędko telefon z kieszeni i postukałem parę razy w wyświetlacz. Nic się nie pojawiło. 

— Mój się rozładował — odpowiedziałem, odkładając urządzenie na blat.

— Zostawiłem w pokoju — powiedział Steve i wzruszył ramionami. — Coś się stało?

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz