Jednak się myliłam. To była zasadzka. Chłodna dłoń na moich ustach utwierdzała mnie tylko w przekonaniu jak wielką idiotką jestem. Dobrze, że nie powiedziałam o tym nikomu, w innym wypadku naraziłabym także ich życie. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na swój marny koniec. Dłoń powoli zsunęła się z mojej twarzy. Była duża i szorstka, co raczej skłaniało mnie do myślenia, że była męska. Czułam jak mężczyzna przechodzi obok i staje przede mną. Nie chciałam otwierać oczu, ani wiedzieć kto to jest. Chciałam żeby to się po prostu skończyło.
— Jesteś sama?— usłyszałam przed sobą i zadrżałam.
Otworzyłam powoli oczy i z zaskoczeniem stwierdziłam, że widzę przed sobą Jamesa. Był ubrany w wytarte jeansy, bluzę i szarą kurtkę. Pod czarną czapką zauważyłam przydługie brązowe włosy. Stał z rękoma w kieszeniach wpatrując się we mnie uważnie. Jego błękitne oczy zdawały się być... smutne. Straciły ten blask, który tak dobrze zapamiętałam.
— Tak — wyszeptałam nadal w będąc w szoku. Mężczyzna rozejrzał się dookoła i pokiwał powoli głową.
— Chodź — powiedział i ruszył z powrotem w stronę głównej ulicy.
W pierwszej chwili nie potrafiłam wykonać nawet kroku. Świadomość, że James Barnes stoi tutaj przede mną i żyje, paraliżowała mnie. Tyle lat w kłamstwie i rozpaczy. Po chwili ocknęłam się z zamyślenia i skierowałam swoje kroki za nim. Szłam w pewnym odstępie wciąż analizując jego ciało. Korzystają z tej chwili, starałam się wyłapać wszystkie szczegóły. Miał znacznie bardziej rozbudowane ramiona. Dorównywał posturą Stevenowi, o ile go nie przeważał. Teraz w cywilnych ubraniach nie wyglądał tak groźnie jak w kostiumie Zimowego Żołnierza, ale swoją postawą przypominał raczej typa spod ciemnej gwiazdy. Po kilku minutach dotarliśmy do drzwi, które bez słowa otworzył i przepuścił mnie. Zanim je jednak zamknął rozejrzał się parę razy. Weszliśmy po schodach, a następnie przez kolejne drzwi do mieszkania.
O ile można było nazwać jeden pokój z łazienką mieszkaniem. Na środku znajdowała się kanapa, fotel oraz malutki drewniany stolik. W głębi mieszkania ukryta była mała kuchnia, a na ścianach umocowany kilka półek. Było tutaj parę okien, które z pewnością rozświetliłyby to ciemne mieszkanie, ale pozostawały one zasłonięte roletami. Stanęłam na środku i rozejrzałam się dookoła, myśląc jak ponure i przytłaczjące jest to wnętrze. Poniekąd jednak, przypominało mi to czasy, gdy James pokazywał mi swoje nowe mieszkanie. Mimowolnie uniosłam kąciki ust na to wspomnienie. Po chwili jednak uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy spojrzenie moje i bruneta spotkało się.
— Chcesz się czegoś napić? — zapytał. Nie czekając na moją odpowiedź, zdjął kurtkę i ruszył w kierunku kuchni.
Pokiwałam głową idąc za nim. Stanęłam przy blacie i obserwowałam jak przygotowywuje dla nas herbatę. Chciałam coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziałam co. Przyleciałam tutaj, ale nie zdawałam sobie sprawy czego mogę oczekiwać, więc nie przygotowywałam się na żadną ewentualność. James wziął szklanki i postawił je na stoliku w "salonie". Usiadłam na fotelu, a on na łóżku i ponownie na siebie spojrzeliśmy.
— Pamiętasz mnie? — zapytałam bez ogródek nie spuszczając z niego wzroku. Czułam jak mój puls zaczyna przyspieszać, a serce głośno obija się o moją klatkę piersiową.
— Jesteś Madeline — odparł.
— Jak dużo pamiętasz? — brunet zmarszczył brwi i położył dłonie na kolanach. Powoli je rozmasował.
— Niewiele, ale pamiętam ten bar, Bloody Rose. I pamiętam, że byliśmy tam razem — wyznał przyglądając mi się. — Tańczyliśmy — dodał.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...