42.

2K 150 22
                                    


Uwaga, ten rozdział wywraca wydarzenia w Marvelu do góry nogami!

— Madeline —

Kiedy byłam mała, bałam się wielu rzeczy. Wszystko mnie stresowało, straszyło, a krzyk ludzi, bardzo wywoływał we mnie negatywne uczucia. Mój starszy brat Michael zawsze powtarzał mi — Zamknij oczy, zaciśnij zęby i odlicz do dziesięciu. To była jego sprawdzona rada, w momencie gdy nasi rodzice kłócili się tak głośno, że słyszałam ich z Peggy nawet w naszym pokoju na piętrze. Po wielu latach do tej znakomitej rady, dołożyłam także coś swojego, mianowicie — Pomyśl o czymś dobrym

I tak zrobiłam także i w tym momencie. Zamknęłam oczy, zacisnęłam zęby z całej siły i zaczęłam odliczać, myśląc o pozytywnych rzeczach.

1, 2, 3...

Brunet o błękitnych tęczówkach... 

4, 5, 6...

Z lekko uniesionymi kącikami ust. 

7, 8, 9, 10...

Jego kilkudniowy zarost, który przyjemnie drażnił mój delikatny policzek.

Zaczęłam bardzo powoli otwierać powieki. Zdałam sobie sprawę, że nadal oddychałam, co wprawiało mnie w ogromny szok. W końcu pistolet wystrzelił, sama słyszałam na własne uszy, więc jakim cudem wciąż żyłam? Gdy otworzyłam całkowicie oczy, pierwsze co zobaczyłam to twarz Jamesa. Tyle, że nie ta, o której przed chwilą myślałam. Ta przede mną była znacznie smutniejsza. Patrzył na mnie z przerażeniem i strachem, jakby dopiero co wybudził się w środku nocy, nieświadomy miejsca, w którym się znalazł. Oddychał ciężko, a jego klatka piersiowa unosiła się niemiarowo. Lufa pistoletu wciąż znajdowała się przy moim czole, ale nie naciskała na nie już tak bardzo. Metalowa dłoń bruneta, była wyciągnięta w bok, odwróciłam głowę, aby sprawdzić w jakim celu. Dopiero wtedy zorientowałam się, że to Tony strzelił z pistoletu w kierunku Jamesa, który zablokował pocisk swoją ręką. Wszyscy obecni na sali patrzyli na nas, ale nie miałam czasu, aby wyczytać ich emocje. Moją uwagę odwrócił Bucky, który zabrał pistolet, zszedł z mojego ciała i usiadł załamany na podłodze. Powoli się podniosłam do pozycji siedzącej i nie myśląc długo, poczołgałam się kilka kroków w jego kierunku. Chwyciłam jego twarz w dłonie, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy.

— Popatrz na mnie — szepnęłam, potrząsając nim lekko.

Podniósł pełne smutku spojrzenie i pociągnął nosem. Pomimo, że spędziłam na ziemi już prawie sto lat, pierwszy raz widziałam człowieka w takiej rozsypce. Byłam zła na Hydrę, za to co mu zrobiła. Byłam zła na Stevena, że nie wrócił po niego. Może gdyby zabrał wtedy jego ciało, chłopak nie trafiłby do niewoli na siedemdziesiąt lat. Byłam zła na wszystkich, którzy nam nie wierzyli, ale najbardziej byłam zła na samą siebie. Świadomość, że nie jestem mu w stanie pomóc, bardzo mnie dobijała. Nienawidziłam bezradności, ale w tej sytuacji, nie wiele mogłam zrobić. Przerażone oczy Jamesa, wpatrujące się we mnie ze smutkiem, sprawiały, że miałam gęsią skórkę. Chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie.

— Już dobrze — powiedziałam, przyciągając go do swojej klatki piersiowej.

Objęłam go szczelnie ramionami, jak matka chroniąca swoje dziecko. Jedną dłonią zaczęłam przeczesywać jego włosy, aby trochę go uspokoić. Wiele lat temu, gdy mieszkaliśmy razem, ten gest bardzo go uspokajał. Nagle poczułam coś mokrego na swojej koszulce, a jego ciałem wstrząsnął płacz. Zdziwiło mnie to, w końcu Bucky nie należał do osób, które płakały, a tym bardziej okazywały swoją słabość. Wiedziałam jednak jak wiele przeszedł w ciągu ostatnich dni. Miałam nadzieję, że te łzy dają mu choć trochę ukojenia. Przycisnęłam go jeszcze mocniej, tak jakbym chroniła go przed całym światem. Nie chciałam też aby ktoś oglądał go w takim stanie, czekałam, aż w spokoju się wypłacze. Ponad ramionami bruneta, spojrzałam na Stevena, który wpatrywał się w nas ze smutkiem. Po krótkiej chwili, wolnym krokiem ruszył w naszą stronę. Będąc już przed nami, uklęknął i poklepał swojego przyjaciela po plecach. Następnie podniósł wzrok na mnie, posyłając mi znaczące spojrzenie.

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz