10.

2.8K 157 49
                                    


Minęło kilka tygodni i nastał listopad. Wraz z nim przyszły chłodne wieczory i ponura aura. Mimo to drużyna Kapitana Ameryki nie próżnowała. Do tego czasu udało im się zająć kolejne bazy Hydry bez najmniejszych oporów. W końcu na którymś z posiedzeń nadali nazwę swojej jednostce. Wyjące Komando. Jak dla mnie była to słaba nazwa, ale podobała się Jamesowi, czego oczywiście nie komentowałam. Brunet zdążył się już ugościć w swoim nowym mieszkaniu. Nawet pewnego wieczoru zaprosił nas na powitalną kolację.

Pomimo ponurej, jesiennej aury, nie próżnowaliśmy. Ponownie wybraliśmy się do Bloody Rose, ponieważ jutro miała odbyć się kolejna wyprawa. Jak zwykle siedzieliśmy do późna, tańcząc i rozmawiając. W pewnym momencie przysiedliśmy się do baru i zaczęliśmy rozmawiać z właścicielami. Starszym małżeństwem, które prowadziło lokal od kilkunastu lat.

-Po trzydziestu latach ja wciąż wysłuchuję jego chrapania! Mam dość, myślicie, że powinnam się z nim rozwieść?

Mary właścicielka sklepu patrzyła na nas wyczekując odpowiedzi. Trzymała w ręce kieliszek ze szkocką upijając nerwowo kolejny łyk. Nie wytrzymałam dłużej i parsknęłam głośnym śmiechem. James siedzący obok, zawtórował mi. Kobieta zmarszczyła brwi i westchnęła teatralnie.

-Nie wiem z czego się śmiejecie, za parę lat was też to czeka - powiedziała kobieta grożąc nam palcem.

James zakrztusił się napojem, który właśnie pił, a ja znowu parsknęłam jeszcze głośniej, spoglądając na Jamesa. Upiłam łyk wina i pokręciłam głową.

-Gdy tylko zacznie chrapać, wyrzucę ją na kanapę - odpowiedział James ocierając usta. Wywołał tym śmiech wśród obsługi i właścicieli, a ja oburzona uderzyłam go w ramię. Minęła już godzina od zamknięcia, ale Mary i jej mąż John pozwolili nam jeszcze posiedzieć, bo doskonale się im z nami rozmawiało.

-Jeśli upieczesz niesmaczne ciasto, będziesz mył łazienkę przez pełny miesiąc - odgryzłam się dopijając kieliszek.

-To w ogólnie nie ma sensu! - oburzył się brunet także dopijając swój trunek.

Małżeństwo spojrzało na siebie porozumiewawczo kiwając głowami.

-Och dzieci, ile jesteście razem? - zapytał mężczyzna obejmując swoją żonę.

Razem z brunetem spojrzeliśmy na nich. Przekrzywiłam zdzwiona głowę. Byłam już lekko pijana, ale nadal świetnie kontaktowałam.

-My nie jesteśmy razem - wyjaśniłam wskazując palcem na naszą dwójkę. James pokiwał na zgodę głową, a małżeństwa spojrzało na siebie z politowaniem.

-Wielka szkoda - odparł mężczyzna.

Mary zawtórowała mu, a następnie spojrzała na zegar. Otworzyła szeroko usta widząc godzinę. Klasnęła w dłonie i zabrała nasze szklanki.

-A teraz wynocha, już i tak siedzicie tutaj zbyt długo - wyszła zza baru i uderzyła bruneta szmatką w ramię.

Zerwaliśmy się szybko z krzeseł i ze śmiechem ruszyliśmy do wyjścia. James założył na moje ramiona płaszcz i sam szybko włożył swoją kurtkę.

-Jutro też wpadniemy! - krzyknęłam naciskając na klamkę i pomachałam właścicielom na pożegnanie.

-Matko Boska, John! Oni znowu jutro przyjdą... - powiedziała podpierając ręce na biodrach i tupiąc nogą.

-Też was kochamy! - krzyknął w odpowiedzi James i szybko wyszliśmy z lokalu słysząc jeszcze za sobą śmiech staruszków.

Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem i ruszyliśmy ulicą w stronę mojego domu. Co jakiś czas obijaliśmy się o siebie. Było to spowodowane chyba zbyt dużą ilością alkoholu, który wypiliśmy. Mary i John, właściciele, u których byliśmy już stałymi bywalcami zaproponowali nam parę drinków i rozmowę. Uwielbiali nas, a my uwielbialiśmy spędzać czas w ich lokalu. Opowiedzieli nam wiele anegdotek małżeńskich oraz podzielili się z nami radami na przyszłość, przy okazji upijając nas.

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz