55.

1.7K 130 77
                                    


— Madeline — 

Koniec końców nie spotkaliśmy się wieczorem z królem Wakandy. Shuri z przykrością poinformowała nas, że musiał wyjechać w pilnej sprawie. Zaproponowaliśmy więc, że możemy porozmawiać z nią, ale zbyła nas mówiąc, że ma sporo obowiązków. W końcu zrezygnowaliśmy z dalszych prób i wróciliśmy do naszego domku.

Z racji, że pospaliśmy dzisiaj do późnych godzin, nie chciało nam się jeszcze iść spać. James przyniósł skądś wino, a ja przygotowałam nam kieliszki, które znalazłam w szafkach. Przenieśliśmy stolik z dywanu i położyliśmy na podłodze, aby zrobić sobie więcej miejsca na dywanie. Nalaliśmy sobie po kieliszku wina i usadowiliśmy się na miękkim dywanie.

— Za wyłączanie Programu — odparłam stukając swoim kieliszkiem o szkło chłopaka. James prychnął, ale zawtórował mi.

— Za wyłączanie Programu — powtórzył i upił łyk alkoholu.

Ja także skosztowałam wina i radością musiałam przyznać, że było znakomite. Przez całe swoje życie wypiłam sporą ilość wszelkiego rodzajów alkoholu. Poniekąd uznawałam się za znawcę w tej dziedzinie, zwłaszcza jeśli chodziło o wina.

— A co działo się z Tobą, po tym jak wypadłem z pociągu? — zagadnął chłopak.

Spojrzałam na niego i zagryzłam wargę. Nie lubiłam wracać wspomnieniami do tych czasów. Pamiętałam bardzo dobrze jakim wrakiem człowieka się wtedy stałam. Jak pragnęłam umrzeć, w momencie gdy okazało się, że już nigdy się nie zestarzeję. Przeklęty, cholerny los. Odetchnęłam głęboko i odwróciłam głowę, aby spojrzeć na kominek przed sobą.

— Nie było ze mną najlepiej — wyjaśniłam. — Właściwie to kompletnie się załamałam — dodałam, upijając spory łyk alkoholu. — Chodziłam w Twoich ubraniach cały czas, czasem nawet do sklepu.

Usłyszałam jak chłopak parska śmiechem. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc na niego oburzona.

— Jak śmiesz się śmiać? — zapytałam zmieszana. Brunet przetarł tylko twarz twarz i upił łyk wina.

— Przepraszam, po prostu to sobie wyobraziłem — odparł, próbując powstrzymać śmiech.

Patrzyłam na niego przez długi moment, wciąż nie dowierzając, że on się właśnie śmieje. W końcu sama parsknęłam śmiechem i szybko zakryłam usta dłonią. Oparłam się plecami o kanapę i pokręciłam głową. Upiłam kolejny łyk, prawie kończąc kieliszek.

– Zaprzyjaźniłam się ze Stevem, bo tylko on rozumiał co czuję – westchnęłam. – A potem on też odszedł i zostałam sama. Potem Howard...

James podążył moim tropem i także oparł się o kanapę. Sięgnął po butelkę wina i dolał nam do kieliszków.

— A twoja szkoła? Skąd pomysł? — zapytał przyglądając mi się z ciekawością.

Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojej małej szkółki i wszystkich dzieci, które uczyłam. Spojrzałam na niego i oparłam głowę na dłoni.

— Najpierw sama chodziłam do szkoły. Chciałam grać tak świetnie jak ty — wyjaśniłam. — A potem uświadomiłam sobie, że granie bez Ciebie, nie sprawia mi już tyle radości. Pomyślałam o szkółce, z własnych egoistycznych pobudek. Do momentu, aż poznałam te dzieci. To naprawdę świetne i uzdolnione dzieciaki — dodałam uśmiechając się szeroko.

— Promieniejesz gdy o tym mówisz — zauważył.

Upił kolejny łyk, a ja nie odrywałam wzroku od jego hipnotyzujących, błękitnych tęczówek. Nie zrobiłam tego nawet wtedy gdy sięgnął ręką do mojej twarzy i założył za ucho kosmyk włosów. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz