— Madeline —
Koniec końców nie spotkaliśmy się wieczorem z królem Wakandy. Shuri z przykrością poinformowała nas, że musiał wyjechać w pilnej sprawie. Zaproponowaliśmy więc, że możemy porozmawiać z nią, ale zbyła nas mówiąc, że ma sporo obowiązków. W końcu zrezygnowaliśmy z dalszych prób i wróciliśmy do naszego domku.
Z racji, że pospaliśmy dzisiaj do późnych godzin, nie chciało nam się jeszcze iść spać. James przyniósł skądś wino, a ja przygotowałam nam kieliszki, które znalazłam w szafkach. Przenieśliśmy stolik z dywanu i położyliśmy na podłodze, aby zrobić sobie więcej miejsca na dywanie. Nalaliśmy sobie po kieliszku wina i usadowiliśmy się na miękkim dywanie.
— Za wyłączanie Programu — odparłam stukając swoim kieliszkiem o szkło chłopaka. James prychnął, ale zawtórował mi.
— Za wyłączanie Programu — powtórzył i upił łyk alkoholu.
Ja także skosztowałam wina i radością musiałam przyznać, że było znakomite. Przez całe swoje życie wypiłam sporą ilość wszelkiego rodzajów alkoholu. Poniekąd uznawałam się za znawcę w tej dziedzinie, zwłaszcza jeśli chodziło o wina.
— A co działo się z Tobą, po tym jak wypadłem z pociągu? — zagadnął chłopak.
Spojrzałam na niego i zagryzłam wargę. Nie lubiłam wracać wspomnieniami do tych czasów. Pamiętałam bardzo dobrze jakim wrakiem człowieka się wtedy stałam. Jak pragnęłam umrzeć, w momencie gdy okazało się, że już nigdy się nie zestarzeję. Przeklęty, cholerny los. Odetchnęłam głęboko i odwróciłam głowę, aby spojrzeć na kominek przed sobą.
— Nie było ze mną najlepiej — wyjaśniłam. — Właściwie to kompletnie się załamałam — dodałam, upijając spory łyk alkoholu. — Chodziłam w Twoich ubraniach cały czas, czasem nawet do sklepu.
Usłyszałam jak chłopak parska śmiechem. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc na niego oburzona.
— Jak śmiesz się śmiać? — zapytałam zmieszana. Brunet przetarł tylko twarz twarz i upił łyk wina.
— Przepraszam, po prostu to sobie wyobraziłem — odparł, próbując powstrzymać śmiech.
Patrzyłam na niego przez długi moment, wciąż nie dowierzając, że on się właśnie śmieje. W końcu sama parsknęłam śmiechem i szybko zakryłam usta dłonią. Oparłam się plecami o kanapę i pokręciłam głową. Upiłam kolejny łyk, prawie kończąc kieliszek.
– Zaprzyjaźniłam się ze Stevem, bo tylko on rozumiał co czuję – westchnęłam. – A potem on też odszedł i zostałam sama. Potem Howard...
James podążył moim tropem i także oparł się o kanapę. Sięgnął po butelkę wina i dolał nam do kieliszków.
— A twoja szkoła? Skąd pomysł? — zapytał przyglądając mi się z ciekawością.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojej małej szkółki i wszystkich dzieci, które uczyłam. Spojrzałam na niego i oparłam głowę na dłoni.
— Najpierw sama chodziłam do szkoły. Chciałam grać tak świetnie jak ty — wyjaśniłam. — A potem uświadomiłam sobie, że granie bez Ciebie, nie sprawia mi już tyle radości. Pomyślałam o szkółce, z własnych egoistycznych pobudek. Do momentu, aż poznałam te dzieci. To naprawdę świetne i uzdolnione dzieciaki — dodałam uśmiechając się szeroko.
— Promieniejesz gdy o tym mówisz — zauważył.
Upił kolejny łyk, a ja nie odrywałam wzroku od jego hipnotyzujących, błękitnych tęczówek. Nie zrobiłam tego nawet wtedy gdy sięgnął ręką do mojej twarzy i założył za ucho kosmyk włosów.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...