— Madeline —
Dziewięć miesięcy później...
— Jesteś pewna? Proszę, trzymaj się mnie mocno.
— Na litość boską, James! Kocham Cię z całego serca, ale jeśli zaraz nie odejdziesz ode mnie na metr, to Cię zabiję — warknęłam.
Brunet spojrzał na mnie niepewnie, ale po sekundzie, na jego usta wpłynął uśmiech pełen dumy. Odsunął się o jeden krok, tak jak go poprosiłam i puścił mnie przodem. Powoli, chwiejnie, ale i odważnie, zaczęłam wspinać się po schodach prowadzących do Stark Tower. Brunet szedł za mną w niewielkim odstępnie, wciąż uważnie mi się przyglądając.
Wróciliśmy z rehabilitacji, w której brałam udział od prawie pół roku. Teraz, po kilku miesiącach było już widać znaczną poprawę. Na początku strasznie się dołowałam tym, że nie potrafię chodzić, często Bucky musiał nosić mnie do wanny, którą Tony nakazał zamontować w naszej łazience. Pomagał mi się myć, wycierać a także i ubierać. Nie miał nic przeciwko temu, wręcz był cholernie z tego faktu zadowolony, ale nie chciałam dłużej tak żyć. Chciałam zacząć chodzić sama i wykonywać sama wszystkie czynności, tak jak kiedyś.
Teraz, moje nogi były już praktycznie całkowicie sprawne. Chirurdzy świetnie się mną zajęli, poskładali je obie, a także uszkodzoną miednicę. Zrobiono mi wiele prześwietleń i badań, aby sprawdzić, czy mogła głowa jest cała. Potłuczone żebra wyleczyły się chyba najszybciej. To dzięki rehabilitantce wróciłam do formy, jedynym skutkiem ubocznym było zmęczenie, po każdych ćwiczeniach.
Wdrapałam się do windy i w końcu w jej środku, oparłam się o ścianę, oddychając z ulgą. James wcisnął przycisk z dziesiątką i odwrócił się w moim kierunku.
— Jak się czujesz? — zapytał z nieukrywaną troską, przyglądając mi się badawczo.
— Miałeś nie zadawać wciąż tego pytania — powiedziałam, kręcąc głową.
— Martwię się — mruknął, podchodząc bliżej mnie. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy i potarł swoim nosem o mój. — Czy to źle?
— Bardzo — szepnęłam. Następnie chwyciłam jego policzki i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
Tego najbardziej mi brakowało. Chwil takich jak ta, w których mogłam go pocałować z własnych sił i objąć ramionami. Nie musiał nachylać się nad moim szpitalnym łóżkiem, ani uważać na moje bolące kości. Tęskniłam za pocałunkami takimi jak ten, gdy mogłam się mu oddać całą sobą.
Gdy drzwi windy zaczęły się otwierać, prędko odsunęliśmy się od siebie, ale nie przestaliśmy się uśmiechać. W salonie mieli czekali na nas wszyscy nasi bliscy, w końcu dziś były moje urodziny. W tym szczególnym roku, obyło się bez niespodzianek. Moi przyjaciele zapytali wprost co chciałabym zrobić w tym dniu, a ja miałam ochotę po prostu spędzić z nimi niesamowity czas. Obiecali mi, że nie będą przesadzać, ale gdy tylko weszłam do salonu, otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
Całe pomieszczenie wypełnione zostało najróżniejszymi ozdobami, od balonów, po świeczki, przez kolorowe łańcuchy. Zamiast stołu kawowego, postawili większy stół, na którym znajdowało się pełno przekąsek oraz napoi. Musiałam przyznać, że naprawdę się postarali, pomimo, że nie musieli.
Nie zastaliśmy jednak żywej duszy, toteż skierowaliśmy się w kierunku kanapy. W połowie drogi, James wziął mnie na ręce i wraz ze mną, usiadł na miękkim meblu. Zsunęłam się z jego kolan, pozostawiając na nich jedynie swoje nogi i odetchnęłam. Brunet chwycił moje stopy i zaczął je powoli masować.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...