— Madeline —
Gdy tylko otworzyłam rano oczy, uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. W mojej głowie pojawiły się obrazy z poprzedniego dnia, tak nierealne, że aż musiałam podnieść się na łokcie, aby sprawdzić czy cały ten wyjazd nie był tylko snem. Rozejrzałam się dookoła, ze smutkiem stwierdzając, iż Jamesa nie ma obok mnie. Moje serce zabiło szybciej, ale gdy tylko usłyszałam dźwięk odkręconej wody, dobiegający z łazienki, natychmiast się uspokoiłam.
To było po prostu niewiarygodne. On żył, był tutaj, w dodatku byliśmy razem. Rozmawialiśmy i nawet lekko się uśmiechaliśmy. Przetarłam zmęczoną twarz, kręcąc z niedowierzeniem głową. Odzyskałam go, po tylu latach w końcu spotkało mnie coś dobrego.
Wstałam z łóżka i ruszyłam do kuchni z zamiarem zrobienia nam herbaty. Nastawiłam czajnik i oparłam się wygodnie o blat stołu. Spojrzałam na jedyne odsłonięte okno, znajdujące się w kuchni i westchnęłam. Pogoda niezbyt dziś dopisywała, właściwie to była idealna na spędzenie tego dnia w mieszkaniu z kawą i ciepłym kocem. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk czajnika, informujący o zagotowanej wodzie. Wzięłam urządzenie do ręki i zaczęłam zalewać nasze herbaty akurat w tym samym czasie gdy James wyszedł z łazienki. Podniosłam na niego spojrzenie i uśmiechnęłam się delikatnie. Miał na sobie ciemne jeansy i czerwony, długi podkoszulek, a na swojej metalowej dłoni, skórzaną rękawiczkę. Gdy podszedł bliżej, dostrzegłam także, że końcówki jego włosów nadal są trochę wilgotne i moczą mu podkoszulek. Omiótł niepewnym wzrokiem całą kuchnie, przystając w końcu przede mną.
— Jak się czujesz? — zapytałam, jednocześnie podając mu ciepły kubek.
— Lepiej — odparł, przyjmując naczynie.
Jego twarz wyglądała na zmęczoną ale postanowiłam tego nie komentować w żaden sposób. Byłam ciekawa tego, co przyśniło mu się dzisiejszej nocy, ale zdawałam sobie sprawę, że to zbyt wcześnie aby zadawać takie pytania. Zamierzałam najpierw zdobyć jego zaufanie i pozwolić, aby sam wyznał mi prawdę, gdy tylko będzie na to gotowy.
— Jakieś plany na dziś? — zapytałam, uśmiechając się delikatnie.
— Możemy rozmawiać — brunet uniósł lekko swoje kąciki w górę, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Co prawda nie był to najszerszy ani najszczęśliwszy uśmiech, ale jak dla mnie, był to duży krok w dobrą stronę.
Dopiliśmy w spokoju nasze herbaty, rozmawiając o mieszkaniu i Rumunii. James z pasją opowiadał o tym miejscu, zupełnie tak, jak kilkadziesiąt lat temu o Brooklynie. Niestety z tytułu bycia Zimowym Żołnierzem, nie chciał ryzykować odwiedzania swojego rodzinnego miasta. W dodatku cała ta sprawa z Tarczą i Avengersami. Wolał przez jakiś czas pozostać w ukryciu. W końcu, po godzinie rozmowy, brunet zabrał mój kubek i odstawił naczynia do zlewu. Następnie otworzył swoja lodówkę i widocznie się skrzywił. Zamknął ją i odwrócił się z moją stronę, drapiąc się po brodzie.
— Muszę skoczyć do miasta, nie mam nic do jedzenia. Zaczekasz tutaj?
— Mogę iść z Tobą — zaoferowałam.
Chłopak chwilę na mnie patrzył, widocznie coś rozważając. Po chwili jednak pokiwał głową na zgodę. Nie czekając dłużej, wzięłam do ręki swój plecak i ruszyłam do łazienki. Nie chciałam przebierać się przy nim, pomimo tego co nas łączyło, czułabym się mocno skrępowana. Pomimo, że wczoraj spaliśmy w jednym łóżku. Wciągnęłam przez głowę bluzę i związałam włosy w kucyk. Twarz przemyłam zimną wodą, starając się choć trochę bardziej przebudzić. Gdy wyszłam z łazienki, James akurat zakładał kurtkę i czapkę. Spojrzałam zza okno — pogoda ani trochę się nie zmieniła, niebo było zachmurzone. Także założyłam kaptur i wzięłam telefon, chowając go do kieszeni.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...