20. James

2.2K 138 12
                                    

Postanowiłem pójść po Madeline trochę przed dziewiętnastą. Nie mogłem doczekać się aż ją zobaczę i sobie wszystko wyjaśnimy. Brakowało mi jej te parę dni, ale urażona duma nie pozwalała mi inaczej się zachować. Nie do końca rozumiałem dlaczego się tak zachowałem. Czułem się źle gdy tak zareagowała na moje pytanie. Oczywiście, może to wszystko działo się za szybko, ale kochałem ją całym sercem i chciałem aby była ze mną każdego dnia. Pamiętałem poranek w Boże Narodzenie, gdy obudziłem się obok niej. Zdecydowanie była to najlepsza pobudka w całym moim życiu. Dlatego gdy nic nie powiedziała po prostu zrobiło mi się przykro. 

Przy wejściu do gmachu labolatorium coś mnie zdziwiło. Mianowicie przy bramie leżał ochroniarz. Szybko do niego podszedłem i odwróciłem na plecy. Miał dziurę w głowie. Rozejrzałem się przerażony i zrozumiałem co się stało. Ktoś musiał włamać się do labolatorium.

Szybko podbiegłem do budki ochroniarzy, uprzednio zerkając czy nikogo nie ma w środku. Dopadłem telefon i połączyłem się z zarządem. Wiedziałem, że Peggy i Steve są w pracy i na pewno ktoś odbierze.

-Tak słucham? - usłyszałem po drugiej stronie głos przyjaciela.

-Steve, ktoś włamał się do labolatorium - powiedziałem prędko. -Madeline jest w środku, wchodzę tam.

-Bucky, poczekaj... - zaczął, ale ja zdążyłem już odłożyć słuchawkę.

W dużej szafy wyjąłem zapasową broń i wyszedłem. Ruszyłem w kierunku budynku głównego, uważnie się rozglądając. Po drodze minąłem kilka ciał innych ochroniarzy, a po chwili natknąłem się także na ciała żołnierzy Hydry. Przeklnąłem pod nosem. Nie chciałem aby strach mnie paraliżował, ale w miarę kolejnych kroków coraz bardziej odczuwałem strach o dziewczynę. 

W końcu usłyszałem odgłosy walki. Ruszyłem w tamtym kierunku. Stanąłem na końcu przyciemnionego korytarza i zobaczyłem jak dziewczyna wychodzi przez drzwi. Sekundę później ktoś zaatakował ją z boku. Nie myśląc wiele, wycelowałem pistolet i trafiłem napastnika prosto w czoło. Zacząłem biec, widząc jak brunetka osuwa się na kolana. 

Nie zdążyłem jej złapać. Opadła na podłogę i zamknęła oczy. Gdy tylko znalazłem się przy niej wziąłem ją w ramiona i przytuliłem do siebie. 

-Madeline? - chwyciłem jej twarz w dłonie i lekko nią potrząsnąłem. -Madeline, proszę nie - wyszeptałem przykładając jej twarz do swojego policzka.

Dziewczyna miała zamknięte powieki, ale oddychała. Obok niej zauważyłem strzykawkę z igłą. Znajdowały się w niej śladowe ilości niebieskiego płynu. Wyrzuciłem na podłogę igłę i wziąłem strzykawkę do kieszeni. Podniosłem dziewczynę na rękach i zacząłem biec w kierunku wyjścia.

-Madeline proszę - powtarzałem cały czas. 

Wybiegłem na gmach, a tam zauważyłem już auta wojskowe naszego zarządu. Z jednego z nich wybiegła Peggy i Steve. Ruszyłem w ich stronę wciąż trzymając dziewczynę w ramionach. 

-O mój Boże - wyszeptała bruneta, spoglądając na bezwładne ciało swojej siostry. 

-Co się stało? - zapytał Steve dołączając do nas.

-Hydra zaatakowała labolatorium - odparłem kiwając głową w stronę budynku.

Steve ruchem dłoni zawołał żołnierzy i spora grupą ruszyli w stronę labolatorium. 

-Musimy zabrać ją do szpitala - powiedziałem do brunetki, która wciąż z przerażeniem patrzyła na swoją młodsza siostrę. Oderwała od niej wzroki i pokiwała głową. 

Gdy znaleźliśmy się w aucie, wyciągnąłem z kieszeni strzykawkę i podałem ją brunetce, która już odpalała pojazd. Spojrzała na mnie zdziwiona, przyjmując przedmiot.

-Wstrzyknęli jej to w szyję - wyjaśniłem.

Peggy zmarszczyła brwi i przyjrzała się niebieskiemu płynowi. Po chwili otworzyła szeroko usta i z przerażeniem spojrzała na Madeline.

-O mój Boże - wyszeptała ocierając twarz.

-Co się stało Pegg? Co to jest? - zapytałem nerwowo. Wziąłem strzykawkę z jej ręki i także przyjrzałem się niebieskiej substancji. Nie miałem pojęcia co to mogło być, ale nie miałem dobrego przeczucia. 

-To serum - wyznała w końcu bruneta. Początkowo nie docierało do mnie co powiedziała. Serum, ale jakie? Aż w końcu zrozumiałem i z przerażeniem spojrzałem na śpiącą dziewczynę. 

***

Madeline od dwóch dni się nie budziła. Wciąż spała, a nas wszystkich pocieszał jedynie fakt, że wszystkie jej parametry były w normie. Powiadomiliśmy Howarda o włamaniu, a on zjawił się kolejnego dnia. Wybuchnęła burza, gdy okazało się, że serum, które wstrzyknięto Madeline to jego eksperyment. Zapewniał nas wszystkich, że dopiero zaczyna badania i Madeline nie stanie się żadną super wojowniczką jak Steve. Mimo to omijałem bruneta szerokim łukiem, a gdy tylko go widziałem, powstrzymywałem się, aby mu nie przyłożyć. 

Mało spałem w ciągu tych dwóch dni, ale nie chciałem zostawiać dziewczyny samej na wypadek gdyby się obudziła. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że w końcu to się stanie. Zadzwoniłem nawet do rodziców i powiadomiłem ich co się stało. Mama bardzo się zmartwiła, chciałam nawet przyjechać, ale powstrzymałem ją. Poprosiłem jedynie aby była dobrej myśli. 

Siedziałem właśnie przy brunetce i odgarniałem włosy z jej twarzy. Serce mnie ściskało na myśl, że może się już nie obudzić. Pomimo, że starałem się o tym nie myśleć, to wciąż powracało. Okropne poczucie winy, że nasze ostatnie dni wyglądały tak fatalnie. W dodatku z mojej winy. Gdybym nie zaproponował jej tego mieszkania...

Pochyliłem się i położyłem głowę na jej ręce. Przyłożyłem do niej policzek, chcą poczuć choć namiastkę jej dotyku. Gdybym mógł cofnąć to wszystko. Gdybym nie wypalił z mieszkaniem. Gdybym przyszedł wcześniej...

Z zamyślenia wyrwał mnie ruch ręki dziewczyny. Czułem jak palcami zaczyna gładzić moją skórę. Sam już nie wiedziałem czy to nie sen. Jednak gdy podniosłem głowę i spojrzałem na jej twarz, zauważyłem jej brązowe oczy wpatrujące się we mnie.

-Hej Bucky - wyszeptała i uśmiechnęła się słabo. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz