— Madeline —
Miesiąc później...
Dziś obudziłam się w bojowym nastroju do działania Wczoraj dzwonił do mnie James i poinformował mnie, że jego terapia się zakończyła. Oczywiście z pozytywnym skutkiem. Od rana skakałam jak szalona, nie mogąc się doczekać jego powrotu. Tak strasznie za nim tęskniłam. Ten miesiąc ciągnął się w nieskończoność i pomimo, że był inny niż poprzednie pół roku, nadal było mi ciężko. Tym razem jednak dzwoniliśmy do siebie, rozmawialiśmy na kamerkach i śmialiśmy się. To było coś zupełnie innego.
Wstałam z łóżka i ubrana w piżamę, ruszyłam do salonu, aby coś zjeść. Postawiłam dzisiaj na gofry, miałam trochę czasu i bardzo dobry humor, więc mogłam spędzić trochę czasu, gotując. Usmażyłam kilka gofrów z myślą o innych mieszkańcach wieży. Sobie nałożyłam dwa, a resztę zafoliowałam i schowałam do lodówki. Dodałam do swoich śmietanę i parę malin po czym usiadłam przy stole.
— Dzień dobry — do kuchni wszedł Tony i od razu skierował się do ekspresu z kawą.
Ugryzłam kawałek gofra i przeżułam go szybko.
— Hej, proszę, zrób mi też — powiedziałam błagalnie i posłałam brunetowi najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać.
Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i parsknął śmiechem.
— Tylko doprowadź się do porządku — odparł, wskazując na swój kącik ust.
Zmarszczyłam brwi i dotknęłam swoich ust. Rzeczywiście na lewym kąciku miałam trochę bitej śmietany. Ściągnęłam jej nadmiar palcem i wsadziłam sobie do ust. Tony podszedł do stołu z dwoma kubkami kawy i jeden położył przede mną. Zajął miejsce na przeciwko mnie i zmrużył oczy.
— Podobno Barnes wraca — zauważył, upijając łyka ciepłego napoju.
Uśmiechnęłam się na myśl o Jamesie i o tym, że już dziś wieczorem się spotkamy. Cała tęsknota, którą odczuwałam od miesiąca, miała znaleźć dzisiejszego dnia kumulację. Czułam jak policzki zaczynają mnie boleć od rozciągniętego uśmiechu, więc spuściłam głowę i pokręciłam nią.
— Tak, wraca — odpowiedziałam, biorąc kolejny kęs do ust.
— I zostaje tutaj, prawda? W Nowym Jorku — zapytał z wyczuwalnym niezadowoleniem brunet.
Spuścił wzrok i upił sporego łyka kawy. Odstawiłam gofra i także się napiłam, nie spuszczając z przyjaciela uważnego spojrzenia.
— Odpuść mu Tony, może mógłby znowu tu zamieszkać? Chcę załatwić mu ułaskawienie i... — zaczęłam, odstawiając kubek.
— Nie ma mowy, Madeline — przerwał mi brunet. Odstawił swój kubek i położył dłonie na stole. — Jest niebezpieczny i ma na ciebie zły wpływ.
Prychnęłam i pokręciłam z niedowierzeniem.
— Masz zamiar mnie pouczać? — syknęłam.
— Niby masz sto lat, a w ogóle nie zachowujesz się jak dorosła osoba. Przejrzyj na oczy — powiedział surowo. — Wyłączyłaś Program, wyjęłaś chip, załatwiasz mu mieszkanie i ułaskawienie. Jak dla mnie, brzmi to jak wykorzystywanie.
Wstałam od stołu i spojrzałam na niego z góry. Nie ukrywałam tego, że zrobiło mi się przykro z powodu jego słów. Może gdybym nie znała Jamesa, poczułabym małą obawę na jego słowa. Jednak ufałam chłopakowi w stu procentach. Nie czułam się wykorzystywana, czułam powinność do tego aby mu pomóc. James był w kiepskim stanie, dopiero co uwolnił się od Hydry. Przez wiele lat był mrożony, wykorzystywany do walki i krzywdzony. Nie mówiąc już o tym, że prali mu mózg. Potrzebował teraz przyjaciół i dobrych ludzi obok, który mogliby mu pomóc.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...