12.

2.6K 163 12
                                    

Z misji wróciliśmy bardzo późno, udało się nam jeszcze przetransportować Steve'a do labolatorium, gdzie miał dostać specjalną opiekę. Zaraz po tym każdy rozszedł się do domu. Nie czekaliśmy na drugi helikopter z resztą załogi. Dostaliśmy od nich tylko wiadomość, że także wracają i mamy nie czekać. 

Kolejnego dnia postanowiłam odwiedzić Steve'a w labolatorium. Wstałam przed południem całkiem wyspana i ruszyłam na swoją misję. Droga nie zajęła mi zbyt długo. Gdy weszłam do pomieszczenia sanitarnego zauważyłam go siedzącego już na kozetce bez koszulki. Posłał mi uśmiech i wrócił do wysłuchiwania pielęgniarki. 

Odłożyłam torebkę, zdjęłam płaszcz i podeszłam do umięśnionego mężczyzny. Pielęgniarka zabrała tacę z probówkami z pobraną krwią i odeszła zostawiając nas samych. 

-Jak się czujesz? - zapytałam krzyżując ręce. 

Mężczyzna dosięgnął koszulkę, która znajdowała się obok i założył ją. Rozmasował swoje uda i podrapał się po głowie.

-Bywało lepiej - odpowiedział. -Jak Bucky?

Uśmiechnęłam się na wspomnienie o brunecie, co najwidoczniej nie umknęło uwadze Kapitana. Przekrzywił głowę i zmarszczył brwi.

-Wszystko dobrze, odpoczywa - odparłam. Mężczyzna odetchnął i spojrzał zza okno.

-Nie wierzę, że tak bardzo się naraził, aby mnie ratować. 

Usiadłam obok niego na kozetce i zastukałam palcami o twardy materac. Też uważałam, że zachowanie bruneta było bardzo nieodpowiedzialne. W efekcie jego działań mogliśmy stracić dwóch żołnierzy, a nie jednego. Jednakże bardzo dobrze poznałam bruneta i wiedziałam, że dla swojego przyjaciela zrobiłby wszystko. Nawet jeśli miałby zginąć, próbując go uratować.

-Zdaje się, że wiele dla niego znaczysz - powiedziałam spoglądając na jego twarz. Lekki uśmiech wkradł się na jego buzię i pokiwał głową głową na zgodę.

-Tak, jesteśmy jak bracia - odpowiedział spoglądając na mnie. -Zdaje się, że ty też wiele dla niego znaczysz - dodał. 

Zagryzłam lekko wargę i spuściłam głowę. Ciężko było mi to przyznać. Całe życie nie uważałam się za dziewczynę, za którą faceci się oglądają na każdym kroku. Nie miałam zbyt wysokiej samooceny, dlatego też ciężko było mi przyznać, że Bucky rzeczywiście coś do mnie czuje. 

-Jak twoja rana? Mogę zobaczyć? - zmieniłam szybko temat wskazując na jego lewy rok. 

-Madeline, czy Ty się czerwienisz? - zaśmiał się blondyn.

-Zamknij się, Rogers - fuknęłam żartobliwie i pokręciłam głową. 

***

Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, gdy wracałam z labolatorium. Pomogłam jeszcze Howarodowi w kilku drobnych sprawach i wypełniłam raport z misji. Ulice pustoszały, pozwalając ludziom uwieńczyć dzień nocną zabawą w barach. Owinęłam się szczelniej płaszczem, czując mocny podmuch wiatru. Skręciłam w swoją ulicę i stanęłam zdziwiona w miejscu widząc kogoś stojącego przed moją furtką. 

Mężczyzna spojrzał na mnie i uniósł dłoń do góry, machając ręką. Zrobiłam parę kroków do przodu i odetchnęłam z ulgą, widząc dobrze mi znany mundur. 

-Wystraszyłeś mnie - powiedziałam wyciągając klucze z torebki. Brunet roześmiał się wchodząc za mną do ogrodu.

-Myślałem, że potrafisz mnie rozpoznać z daleka - odpowiedział, na co i ja się zaśmiałam. 

Otworzyłam drzwi do domu i zaprosiłam go do środka. Wszedł za mną przytrzymując drzwi, a następnie zdjął marynarkę i odstawił czapkę na szafkę. Zawiesiłam swój płaszcz na haku i ruszyłam do swojego pokoju. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz