48.

1.7K 116 35
                                    

— Madeline — 

Było już późne popołudnie, gdy zmierzałam do swojej drugiej pracy. Z tej pierwszej wróciłam dzisiaj rano, więc byłam po nocce i szczerze powiedziawszy, byłam wykończona. Całą noc operowaliśmy, więc nogi bolały mnie niemiłosiernie. Miałam nadzieję, że Steven da radę odebrać mnie po lekcji gry na fortepianie, ale nie mogłam się do niego w ogóle dodzwonić, tak jak i do sama. Co prawda udało mi się sporo zdrzemnąć po pracy i byłam całkiem wypoczęta, gdyby nie te przeklęte nogi. 

Ulice Nowego Jorku były dzisiaj wyjątkowo zatłoczone. Powodem prawdopodobnie były zbliżające się święta Wielkanocne. W sklepach było już pełno zajączków, baranków i innych zwierzątek związanych z tymi świętami. Szkoła była już niedaleko, więc nie spieszyłam się zbytnio. Wolnym tempem kroczyłam ulicami Nowego Jorku, rozkoszując się ostatnimi tego dnia promykami słońca. Przed budynkiem zauważyłam małą, blondwłosą dziewczynę, która z plecakiem stała przy drzwiach.

— Cześć Emily — przywitałam się, stając obok niej.

— Dzień dobry, Pani Carter — odpowiedziała nieśmiało, patrząc na mnie z dołu.

Dziewczynka chodziła do mnie na lekcje już od roku i chociaż początkowo chciała zrezygnować, lekcje ze mną bardzo się jej spodobały. Cieszyło mnie, że udało mi się zaszczepić w niej miłość do fortepianu, a dzięki temu, zdobyłam także naprawdę zdolną uczennicę.

Wyjęłam klucze z torebki i przyjrzałam się małej blondynce.

— Jak się masz? — zapytałam, wpuszczając ją do środka.

Powoli weszła i odłożyłam swój różowy plecak na komodę. Ja w tym czasie zapaliłam światło i sama odstawiłam swoją torebkę na biurko. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam na hak.

— Dobrze Proszę Pani, udało mi się dostać do zespołu w nowej szkole — odpowiedziała. Zdjęła swój sweterek i także odwiesiła go na hak.

— To naprawdę świetna wiadomość — powiedziałam z szczerym zachwytem. 

Kucnęłam na przeciwko niej i wyciągnęłam w jej stronę zaciśniętą pięść. Z radością przybiła mi żółwika. Cieszył mnie fakt, że dostała się do zespołu, bo ćwiczyłyśmy na to całe pół roku. Dziewczynka zmieniała szkołę i od tego czasu przechodziła kwalifikacje.

— Chodź, poćwiczymy coś, żebyś mogła zaimponować potem kolegom w zespole — odparłam.

Dziewczyna energicznie pokiwała głową i podbiegła do fortepianu. Usiadła na ławie i otworzyła pokrywę. Po chwili dołączyłam do niej, kładąc przed nią nuty, które uprzednio wyjęłam z torebki.

— Zacznij odtąd — wskazałam na kartkę, a blondynka zaczęła grać.

Z uśmiechem słuchałam jak gra melodię, co jakiś czas ją poprawiając. Pokazywałam jej kolejne fragmenty i prosiłam, aby je także powtórzyła. Czasem żałowałam, że nie doczekałam się swoich własnych dzieci, Emily była cudowną dziewczynką i z chęcią sprawdziłabym się w roli matki.

— Bardzo dobrze — pochwaliłam ją, klaszcząc w dłonie. — Naprawdę robisz duże postępy — pokiwałam głową z uznaniem.

— Bardzo dziękuję Pani Carter — odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało.

Z tej słodkiej sceny wyrwało nas głośne pukanie drzwi. Wystraszona tym nagłym odgłosem, aż podskoczyłam na swoim miejscu, zupełnie tak jak i dziewczyna obok mnie. Obie spojrzałyśmy na zegar, zdziwione wczesną godziną. Wydawało mi się, że nasza lekcja powinna trwać dłużej, a więc opcje były dwie. Albo coś się stało i mama dziewczynki przyszła wcześniej, albo ktoś obcy przyszedł mnie odwiedzić. Może to Steven? Właściwie od godziny nie sprawdzałam telefonu, może tym razem to on próbował się do mnie dodzwonić?

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz