— Madeline —
— Ale to dobre! — mruknęłam, czując w ustach niesamowity smak risotto, złożonego z tutejszych warzyw.
Dzisiejszego ranka obudziłam się wyjątkowo wypoczęta. Było to miłą odskocznią od ostatnich nieprzespanych nocy. Zapewne przez to spałam dzisiaj tak twardo. Gdy już zebrałam się z łóżka i zeszłam do salonu, James siedział na kanapie czytając książkę. Było mi niezmiernie miło, że zaczekał aż się obudzę, abyśmy mogli razem udać się na śniadanie.
Już podczas drogi, nie mogłam napatrzeć się na krajobraz Wakandy. Słyszałam o niej wiele opowieści, ale nigdy nie przypuszczałam, że jest tak doskonale rozwiniętym miastem, a jednocześnie tak piękną wioską. Łączyła w sobie wszelkie idealne cechy — piękne krajobrazy oraz obszary na których można było się wyciszyć i miasto, nowoczesne, głośne ale i spokojne.
Dzisiejszy posiłek mieliśmy zjeść z T'Challą, w jednym z budynków, w których znajdowała się tak jakby "stołówka". James prowadził nas przez miasto, a ja co rusz rozglądałam się dookoła, posyłając wszystkim mieszkańcom uśmiechy. Mieszkali tutaj prawie, że sami życzliwi ludzie, którzy odwzajemniali mój gest. Pomyślałam, że to rzadki widok, tak zgranej ze sobą społeczności.
W budynku spotkaliśmy już króla, który czekał na nas z posiłkiem. Gdy tylko nas ujrzał przywitał się z nami, pytając jak minęła nam noc. Pomimo, że nasze ostatnie spotkanie nie było zbyt przyjemne, niemalże od razu go polubiłam. Emanował spokojem, sympatią i życzliwością. Jego twarz zazwyczaj zdobił ciepły uśmiech, który uspokajał.
— Chcę tutaj zamieszkać — mruknęłam, wkładając sobie do ust kolejną porcję ryżu z warzywami.
— Z chęcią poszukam Ci tutaj jakiejś pracy — roześmiał się czarnoskóry, słysząc moje słowa. — Z pewnością przyda nam się nie jeden tak doskonały chirurg.
Spojrzałam na króla, przestając na moment jeść i uśmiechnęłam się szeroko, słysząc komplement. W tym czasie James odchrząknął, zwracając tym na siebie naszą uwagę.
— Więc... Gdzie spotkamy Okoye? — zapytał, kładąc dłonie na blacie.
Brunet skończył już swój posiłek, a z nadmiaru wrażeń, nie zdążyłam nawet zobaczyć co tak właściwie jadł. Spojrzałam ponownie na T'Challę, który już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał mu głośny, kobiecy głos.
— Barnes! Wróciłeś!
Odwróciłam się zdziwiona w kierunku wejścia i spostrzegłam tam niewysoką, czarnoskórą dziewczynę, zmierzającą w naszą stronę. O jakie było moje zaskoczenie, gdy podeszła do Jamesa, a następnie pochyliła się nad nim, otaczając go ramionami. W tamtym właśnie momencie we mnie zawrzało, a w sercu poczułam bolesne ukłucie. W dodatku James poklepał ją po ramieniu, uśmiechając się, gdy tylko dziewczyna się odsunęła.
Przyglądałam się tej scenie, z lekko uchylonymi ustami. Nie miałam pojęcia kim ona do cholery była, a już miałam wrażenie, że jej nie polubię. Wyglądało na to, że dobrze się znali, co spowodowało kolejne ukłucie zazdrości w moim sercu. W końcu James spędził tutaj pół roku, czy to możliwe, że sobie kogoś znalazł? Ale dlaczego w takim razie chciał abym przyjechała tutaj z nim? O mój boże, zrobiłam z siebie taką idiotkę!
— Madeline, to moja młodsza siostra Shuri — z zamyślenia wyrwał mnie głos T'Challi.
Wzrok wszystkich skierował się na mnie, natomiast mój, spoczął na wyciągniętej w moją stronę dłoni dziewczyny. Cała ta Shuri, uśmiechnęła się szeroko, co i ja słabo odwzajemniłam.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...