Stałam przed lustrem zapinając guziki granatowej marynarki kiedy do pokoju weszła moja starsza siostra. Wygładziłam brzegi ubrania i odwróciłam się do brunetki. Zmarszczyłam brwi widząc ją w czerwonej sukience. Myślałam, że mi się przywidziało więc zamrugałam parę razy. Mimo to obraz uśmiechniętej dziewczyny nie zniknął sprzed moich oczu.
-Pegg? - zapytałam zdziwiona.
Brunetka nie przestając się uśmiechać stanęła obok mnie.
-Jak wyglądam? - zapytała uważnie przyglądając się swojemu odbiciu.
Stanęłam za nią i chwilę się jej przyglądałam. Wyglądała naprawdę zjawiskowo. Oczywiście wiedziałam co było tego powodem. A raczej... kto nim był. Steve Rogers, Kapitan Ameryka, który uwolnił dzisiejszego dnia ponad setkę żołnierzy z tajnej bazy Hydry. Wrócił wraz ze swoimi kompanami jak prawdziwy bohater. Znałam Steve od kiedy przystąpił do projektu Super Żołnierz i naprawdę bardzo go lubiłam. Dziwiło mnie jednak tak oczywiste zachowanie Peggy, która raczej zachowywała widoczny dystans w ich relacji.
Uśmiechnęłam się jednak widząc ją taką podekscytowaną i szczęśliwą. Zabrałam z kanapy bordową chustę i zakryłam nią jej twarz.
-Teraz o wiele lepiej - odpowiedziałam śmiejąc się.
Peggy zdenerwowana zdjęła chustę jednocześnie uważając aby jej fryzura została nienaruszona. Okryła nią ramiona i poprawiła jedną ze spinek we włosach. Posłała mi karcące spojrzenie i pokręciła głową.
-A więc? Czyżby naszym szczęściarzem był niejaki Steve Rogers? - zapytałam opierając się o kanapę.
-Idziemy do baru, mogłabyś założyć coś bardziej... sensownego? - zapytała wymijająco marszcząc brwi na mój widok. Tyle pozostało z radosnej Pegg.
Widocznie była zniesmaczona moim formalnym strojem. Najwidoczniej nie był on godzien powitania naszych bohaterów. Spojrzałam ponownie na swoje odbicie i skrzywiłam się. Ciemna ołówkowa spódnica sięgająca do kolan idealnie opinała moje ciało, do tego biała koszula i marynarka idealnie sią z nią komponowały. Prawda, wyglądałam jakbym wybierała się do pracy, ale lubiłam ten styl. Był wygodny i nie uważam, że umniejszał mi w jakimkolwiek stopniu. Ubrania idealnie podkreślały moje kształty.
-Wolę wyglądać seksownie, a nie sensownie - odparłam, czym zyskałam karcące spojrzenie od siostry.
-Chodźmy, bo się spóźnimy - powiedziała Peggy obejmując mnie ramieniem i ruszając w stronę drzwi.
Wyszłyśmy na ulicę, a ja od razu nabrałam głęboki wdech. Uwielbiałam lato i ciepłe wieczorne powietrze. Wzięłam siostrę pod rękę i ruszyłam w wyznaczone miejsce. Nie miałam dzisiaj zbyt dużej ochoty na wyjście. Większość dnia spędziłam na nogach w labolatorium. Dodatkowo, u boku Howarda, który potrafił być czasem naprawdę męczący. Mimo to gdy Peggy mnie poprosiła o towarzystwo zgodziłam się. Trudno było jej odmówić, zwłaszcza po śmierci naszego brata. Rodzice nigdy nie byli z nami zbyt blisko, więc pozostałyśmy tylko my. Trzymałyśmy się razem, razem mieszkałyśmy i wspierałyśmy się w każdej potrzebie. Najwidoczniej dla Pegg był to ważny wieczór, a ja nie miałam serca jej odmawiać.
Dotarłyśmy na miejsce po kilku minutach drogi. W barze było tłoczno, ale mogłam się tego spodziewać, w końcu żołnierze z 107 jednostki świętowali odbicie swoich braci z siedziby Hydry. Peggy kiwnęła głową w stronę baru. Zauważyłam tam wysokiego, umięśnionego blondyna, otoczonego wianuszkiem innych żołnierzy. Ruszyłam za Peggy, a gdy tylko znalazłyśmy się w pobliżu wszyscy wstali i odeszli. No, prawie wszyscy, kątek oka widziałam, że jeden z nihc pozostał i dopijał powoli swoje piwo.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfic"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...