5.

3.2K 159 99
                                    


James spóźniał się już trzydzieści minut. Siedziałam przy stoliku nerwowo popijając wodę i stukając paznokciami o blat stołu. Obserwowałam jak za każdym razem drzwi się otwierając, w nadziei, że zaraz przez nie przejdzie. Czekałam jeszcze parę minut, ale w końcu zrezygnowana wstałam i ruszyłam aby zapłacić. Mary, właścicielka stojąca za barem posłała mi pocieszający uśmiech i poprosiła abym nie płaciła za wodę. Skinęłam głową i także odwzajemniłam słabo uśmiech. Podziękowałam jej i ruszyłam powoli do wyjścia wciąż żywiąc nadzieję, że brunet zaraz się pojawi. Powoli założyłam swoją marynarkę i w końcu opuściłam lokal. 

Wieczór był całkiem ciepły, ale otuliłam się szczelniej nakryciem czując zimny podmuch wiatru. Pierwszy raz opuszczałam bar o tak wczesnej porze. Dobijała dziewiętnasta, a to nowość. Zazwyczaj wychodziliśmy z brunetem zaraz przed zamknięciem. 

Ruszyłam ulicą wciąż o nim myśląc. Byłam zła, że się nie pojawił i zastanawiałam się jaką wymówkę chciał mi wcisnąć. Jednak po kilku krokach zaczęłam się obawiać, czy aby nic się nie stało. Machnęłam ręką i szybko odgoniłam od siebie te myśli. To niemożliwe, Bucky był świetnym żołnierzem. 

-Madeline! 

Usłyszałam za sobą znajomy głos i zatrzymałam się. Powoli odwróciłam się w tył i zobaczyłam bruneta biegnącego w moją stronę. Ze zmarszczonymi brwiami ruszyłam w jego stronę. Zatrzymał się przede mną i zdyszany położył dłonie na biodrach.

-Tak bardzo Cię przepraszam, biegłem najszybciej jak mogłem - odparł na co moje spojrzenie trochę złagodniało.

-Gdzie byłeś? - zapytałam wciąż zła, mając z nadal z tyłu głowy, że się spóźnił. 

-Byłem na zebraniu drużyny Steve, mówiłem Ci o nim rano - powiedział.

Pokiwałam głową, przypominając sobie nasze poranne spotkanie. Uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie pączków i niespodzianki jaką brunet mi zgotował. Rzeczywiście wspominał o zebraniu, które miało się odbyć, nie myślałam jednak, że będzie ono tak długo trwać.

-I skąd to nagłe zebranie? - zagadnęłam uważnie mu się przyglądając. Widziałam jak zaciska szczękę, a po chwili wzdycha.

-Przejdziemy się? - zapytał wskazując na drogę. Skinęłam głową i po chwili ruszyliśmy obok siebie.

Brunet początkowo się nie odzywał. Szedł spokojnie obok mnie. Kątek oka widziałam jak nerwowo zaciska dłonie za plecami. Szczękę nadal miał zaciśniętą, ale mimo to wyglądał bardzo przystojnie. Miał już kilkudniowy zarost, a oczy lekko podkrążone. Jednak zdążyłam już się przyzwyczaić, że było to u niego naturalne. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się ciepło. Zatrzymałam się w końcu w miejscu i westchnęłam.  

-Co się stało James? - zapytałam.

Brunet westchnął i stanął parę kroków przede mną. Zdjął czapkę i przeczesał włosy. Zagryzłam wargę widząc to, ale od razu skarciłam się w myślach za to zachowanie. Na litość Boską, Madeline, on tylko odgarniał włosy. Mimo to w mojej głowie już zdążyło pojawić się marzenie, w którym to ja je przeczesuję. 

-Steve poprosił mnie abym wstąpił do drużyny - zaczął nie patrząc mi w oczy. -Będziemy niszczyć bazy Hydry - dodał.

Otworzyłam lekko usta, a myśli, które jeszcze przed chwilą przeplatały się przez moją głowę, ucichły. Wyprostowałam się puszczając wargę i zmarszczyłam brwi. 

-Brzmi trochę niebezpiecznie - zauważyłam na co brunet pokiwał głową. -Kto jeszcze będzie w tej drużynie?

-Paru innych więźniów z mojej jednostki. Kojarzysz Dum Dum Dugana? - zapytał na co skinęłam głową. -Między innymi on. Mamy niszczyć bazy Hydry na terenie całej Europy. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz