24.

2.2K 132 25
                                    

10 lipca

— Mad, James! George, przyjechali! 

Niewysoka ciemnowłosa kobieta zaczęła iść z szerokim uśmiechem w naszą stronę. Ja także szeroko się uśmiechnęłam i wraz z brunetem podeszliśmy bliżej. Winnifer rozłożyła szeroko ręce, będąc tuż przed nami i najpierw objęła mnie, a potem pocałowała swojego syna w policzek.

— Dobrze w końcu Panią widzieć — odparłam, kiedy kobieta odsunęła się od nas i spojrzała na nas. Zmierzyła nas uważnym spojrzeniem i ułożyła dłonie na biodrach. 

— To straszne, że dopiero po pół roku mnie odwiedzacie! — pogroziła synowi palcem, na co on się skrzywił.

— Wiesz jak to jest mamo... — zaczął i wywrócił oczami.

— ...zamieszkałem z dziewczyną i zapomniałem o rodzicach — dokończył ojciec chłopaka.

Z ogrodu wyszedł wysoki mężczyzna o piwnych oczach, ubrany jak zawsze w koszulę, ale tym razem z podwiniętymi rękawami. Podszedł do nas i tak jak jego żona, najpierw objął mnie a potem Jamesa. Poklepał syna po plecach i stanął obok Winnifer. 

— Chodźcie, zrobię herbatę — odezwała się kobieta. Ruszyła w kierunku wejścia do domu, kiwając do nas dłonią. 

Spojrzałam na Jamesa, w tym samym momencie, w którym on spojrzał na mnie. Puścił mi oczko i dosięgnął do mojej ręki, aby następnie spleść nasze dłonie. Udaliśmy się za nią w kierunku wejścia, nadal rozmawiając z Georgem. Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na skórzanej kanapie. George jak zwykle usadowił się na swoim fotelu, a Winnifer krzątała się w kuchni, przygotowywując dla nas napoje.. Po chwili przyniosła nam filiżanki i usiadła na kanapie na przeciwko nas. 

— Opowiadajcie, jak się macie — odezwała się patrząc na nas z ciekawością.

Spojrzeliśmy na siebie z chłopakiem i uśmiechnęliśmy się. 

Mieszkało nam się doskonale, tak chyba najtrafniej można było to określić. Te kilka miesięcy minęło nam jak z bicza strzelił. Oczywiście, zdarzały nam się drobne sprzeczki, ale zawsze staraliśmy się rozwiązać nasze nieporozumienia przed pójściem spać. Zawsze byłam zdania, że nie należy chodzić spać, będąc ze sobą pokłóconym. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, w końcu dobra komunikacja była najważniejszym elementem udanego związku. Często zdarzało nam się rozmawiać po nocach, śmiejąc się, grając na fortepianie czy kochając się. 

Musiałam przyznać, że dawno nie byłam taka szczęśliwa, jak od momentu gdy zamieszkałam z Jamesem. Pierwszy raz od wyprowadzki z rodzinnego domu i śmieci Michaela, miałam nadzieję, stworzyć swoją, normalną i prawdziwą rodzinę. James był bardzo ciepłą osobą, ale zauważyłam, że skrywał to przed innymi, a ukazywał mi to jedynie w mieszkaniu, a często nawet tylko w nocy. Lubiłam to, dzięki temu miałam wrażenie, że dzieli się tym tylko ze mną, co sprawiało, że czułam się naprawdę wyjątkowo. 

— Doskonale — odparł w końcu chłopak spoglądając na swoich rodziców i wyrywając mnie z zamyślenia. Małżeństwo pokiwało zgodnie głowami, przyglądając się nam z szerokim uśmiechem.  — Tylko Madeline znosi za dużo kwiatków — dodał kręcąc głową.

Spojrzałam na niego z oburzeniem i uderzyłam go żartobliwie w ramię. 

— To nie prawda — odparłam na swoją obronę.

— Mieszkanie przypomina dżunglę — zapewnił ich chłopak, upijając łyk herbaty. 

Pokręciłam zrezygnowana głową i także napiłam się napoju.

—Jak stare dobre małżeństwo — odparł George, kręcąc głową.

Wszyscy się zaśmialiśmy i zmieniliśmy temat. James opowiadał swoim rodzicom o swoich ćwiczeniach w wojsku. Nie zapomniał także wspomnieć o Steve i o tym co u niego. W końcu blondyn był dla jego rodziców prawie jak drugi syn. Po godzinie, mama chłopaka oznajmiła, że przygotuje obiad. Bardzo chciałam jej pomóc, ale stanowczo odmówiła. Tak jak w trakcie naszej poprzedniej wizyty, poprosiła Jamesa, aby oprowadził mnie po mieście. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz