11.

2.6K 151 19
                                    


Strach i bezsilność. Dwa najgorsze uczucia na świecie, których człowiek może doświadczyć w tym samym momencie. Właśnie to czułam patrząc na buchający ogniem plac i walące się wieże. W głowie miałam tylko błękitne oczy bruneta oraz jego uśmiech. Widziałam je w tych płomieniach. Myślałam o tych wszystkich chwilach, które spędziliśmy razem jak i o tych, których nie zdążyliśmy doświadczyć.

Nie mieliśmy z nimi kontaktu od kilkunastu minut. Howard spoglądał co rusz na dziedziniec i kręcił zrezygnowany głową. Kątem oka zobaczyłam jak spogląda w końcu na mnie i chwyta mnie za ramię. Pogładził je lekko i powiedział:

-Przykro mi, Madeline.

Byłam jak w transie. Pustym wzrokiem patrzyłam przed siebie doszukując się choćby najmniejszego ruchu. Budynki osuwały się, waląc się jeden po drugim na dziedziniec.

-Halo! Słyszy mnie ktoś?

Głos z radia wyrwał mnie z transu. Oczy zaszyły mi łzami, a oddech stał się niemiarowy. Wyrwałam Starkowi mikrofon i nachyliłam się nad nim, prawie uderzając zębami o urządzenie.

-James, tak! Dzięki Bogu, słyszę Cię! - odpowiedziałam ocierając placami łzy.

Zapanowała chwila ciszy. Zmarszczyłam brwi i postukałam palcem o mikrofon. Błagam, nie rób mi tego teraz.

-Madeline? - usłyszałam zdziwiony głos bruneta. -Co ty tutaj robisz?

Przełknęłam ślinę słysząc jego poddenerwowany głos. Nie chciał żebym tutaj była. Wiedziałam, że wolał kiedy bezpiecznie siedziałam w siedzibie. Pokręciłam głową, chociaż zdawałam sobie sprawę, że mnie nie słyszy. Jego głos sprawił, że odrobinę się uspokoiłam.

-Gdzie jesteście James? - zapytałam nie odpowiadając mu.

Howard podgłośnił radio jednocześnie nachylając się ze mną nad mikrofonem. Słyszałam jak brunet wzdycha i prawdopodobnie rozgląda się dookoła siebie.

-Chyba pod północną wieżą - odparł w końcu. -Steve jest ranny.

Spojrzeliśmy wraz z Howardem przez okno i odetchnęłyśmy z ulgą. Była to jedna z ostatnich wież, które jeszcze się ostały. Zaraz jednak radość odpłynęła ze mnie gdy zobaczyłam jak na placu wybucha kolejny pożar. Ciężko było cokolwiek tam dostrzec. Jeśli Steve był w ciężkim stanie ich szanse na ucieczkę malały z sekundy na sekundę.

-Madeline, co ty tutaj robisz? - zapytał ponownie wybijając mnie z zamyślenia.

Wciąż skupiałam swój wzrok na obrazie płonącej siedziby. Rozważałam wszystkie możliwości jakie mieliśmy. Drogę, którą mogłabym ich pokierować. Howard głośno wzdychał kręcąc głową na widok kolejnej osuwającej się wieży.

-Obiecałeś mi pocałunek, Barnes. Chyba nie myślałeś, że się wymigasz - odpowiedziałam w końcu.

Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do drzwi helikoptera. Z magazynku wyjęłam jeden z wynalazków Howarda. Linę, która samoistnie wciągała do maszyny. Zaczęłam ją wyciągać, co rusz nerwowo zerkając na plac. W radiu usłyszałam jeszcze jak brunet prycha na moje poprzednie słowa, a ja pomimo zdenerwowania mimowolnie się uśmiecham.

-Howardzie, podleć najbliżej dziedzińca jak tylko potrafisz i oświetl drogę.

-Co masz zamiar zrobić Mad? - zapytał, naciskając klawisze i rozświetlając drogę.

Gwałtownie się obniżyliśmy, podlatując tuż nad sam dziedziniec. Chwyciłam ponownie mikrofon.

-James, jesteś w stanie zabrać Steve'a i wyjść na dziedziniec? - zapytałam obserwując plac. Widziałam jak kolejna wieża się burzy.

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz