Postanowiliśmy wraz ze Stevem, że wrócimy do mojego domu dzień przed Bożym Narodzeniem. Ze względu no to, że mieszkał ze mną te kilka lat, postanowił także odwiedzić moich rodziców. Swoją drogą, uwielbiali go. Madeline nie za bardzo spodobał się ten pomysł, myślała że spędzimy tam góra jeden dzień, a zapowiadały się co najmniej dwa. Sam także zdawałem sobie sprawę, że gdy moi rodzice ją poznają to nie wypuszczą jej prędko.
Jechaliśmy właśnie autem, a ja patrzyłem na jej profil. Nerwowo zerkała przez okno, zagryzając przy tym wargę. Włosy spięła luźno, tak jak lubiłem najbardziej. Ubrała białą koszulę i czarną prostą spódnicę, która idealnie podkreślała jej kształty. Powstrzymałam się jednak przed powiedzeniem tego, aby nie pomyślała że ubrała się niestosowanie.
-Nie denerwuj się - odparłem chwytając jej rękę. Spojrzała na mnie zdziwiona i dopiero teraz puściła wargę.
-Och, bo to takie łatwe poznawać rodziców swojego chłopaka - wywróciła oczami i pokręciła głową. Po chwili jednak ścisnęła mocniej moją dłoń.
-Rodzice Bucky'ego to świetni ludzie - wtrącił się Steve, który zajmował miejsce z przodu.
Odwrócił się w naszą stronę i spojrzał na nas, zatrzymując też wzrok na naszych złączonych dłoniach.
-Znasz ich od dziecka - odparła bruneta wzdychając.
-Zobaczysz, będą Cię uwielbiać - zapewnił ją blondyn i posłał jej ciepły uśmiech.
Madeline pokiwała powoli głową i po chwili wyprostowała się, uśmiechając się szeroko.
-Masz rację Steve - odparła. -Dziękuję.
-Hej, hej, przecież ja też Cię zapewniałem o tym - wtrąciłem się, czując się nagle odosobniony.
Brunetka parsknęła śmiechem i spojrzała na mnie. Widząc moją minę ponownie się zaśmiała. Steve podążył za nią i poklepał mnie po ramieniu.
-No ale wiesz Buck, to w końcu Kapitan Ameryka - odparła wzdychając teatralnie. Pokręciłem z niedowierzeniem głową i odwróciłem się do nich plecami.
-To w końcu Kapitan Ameryka - przedrzeźniłem ją wywołując kolejny wybuch śmiechu.
Poczułem na swoich plecach dłonie brunetki i uśmiechnąłem się lekko. Zdecydowanie będą ją uwielbiać.
***
Po dotarciu na miejsce wyjęliśmy swoje torby i ruszyliśmy w kierunku wejścia. Mój dom nie różnił się niczym od tamtejszych domów. Był beżowy, a z przodu miał dobudowaną werandę. Na piętrze miałem pokój ja, moja siostra, a w późniejszych latach także i Steve. Pomimo, że mama była artystką, nie mieliśmy dużo pieniędzy, ale zawsze było ich tyle, że starczało nam na wszystko. Wraz z ojcem uwielbiali pracę w ogrodzie, dlatego w lecie można było się tam doszukać tysiąca rodzajów roślin. Teraz w ziemie, wszystko było oprószone delikatną warstwą śniegu.
Przewiesiłem sobie torbę od Madeline przez ramię, a następnie ująłem jej dłoń. Spojrzała na dom przed nią i widziałem, jak oddycha nerwowo. Steve stał już przy drzwiach i naciskał na dzwonek. Pocałowałem brunetkę w czoło i posłałem jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła gdy tylko na mnie spojrzała.
-Będzie dobrze - odparła pewnie i ścisnęła mocniej moją dłoń.
-Będzie dobrze - potwierdziłem z uśmiechemm.
Pociągnąłem ją i ruszyliśmy do drzwi, które właśnie się otwierały. Steve wszedł pierwszy i na wejściu przytulił moją mamę. Podeszliśmy bliżej, a Mad popchnęła mnie pierwszego. Na mój widok mamie aż oczy się zaszkliły. Objęła mnie za szyję i ucałowała w policzek.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...