51.

1.7K 112 114
                                    

— Madeline —

Poranek kolejnego dnia, nie był dla mnie zbyt łaskawy. Obudziłam się z potwornym bólem głowy, w okolicy skroni, który promieniował aż do czubka głowy, nie dając mi spać. Ostatnie dni pracowałam, a wczoraj operowaliśmy w środku nocy, w dodatku musieliśmy po sobie posprzątać, aby pozostawić szpital w nienaruszonym stanie. Po tym wszystkim wraz z Bannerem i Natashą, odwieźliśmy chłopaków do domu Stevena. W trakcie drogi powrotnej, Bucky zasnął na tylnym siedzeniu. Najwidoczniej znieczulenie, które dostał, jednak na niego podziałało. Kiedy stanęliśmy pod mieszkaniem, chłopcy wzięli go pod ramiona i odprowadzili pod drzwi. Sama miałam ochotę zostać tam z nim i nadzorować jego stan zdrowia, ale byłam cholernie zmęczona. 

I jak na złość, przespałam ledwie kilka godzin i obudziłam się z tym. Nadal nieprzytomna, wstałam ze swojego łóżka i podreptałam do biurka, w którym znajdowały się leki. Wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą, znajdującą się na szafce nocnej. Ostatnimi czasy, w Stark Tower bywałam niemal gościem, przez nadmiar pracy, więc woda którą piłam była niemal gorzka i tak ohydna, że niemal jej nie wyplułam. Następnie opadłam twarzą na miękką pościel i pogrążyłam się w kolejnym śnie. 

Drugi raz tego dnia, obudziłam się już w znacznie lepszej kondycji. Było już popołudnie i właściwie pora na obiad, ale nie miałam zbytniej ochoty na jedzenie. Wygramoliłam się z łóżka, zmieniłam piżamę na czarne leginsy i beżową koszulkę, którą otrzymałam od Stevena i stanęłam na środku pokoju. Widok tych wszystkich porozrzucanych rzeczy sprawił, że skrzywiłam się i westchnęłam. Musiałam tutaj posprzątać, z racji, że uwielbiałam mieć wszystko poukładane i na swoim miejscu, wzięłam się do roboty. Starannie poukładałam wszystkie rzeczy w szafie oraz na biurku. Zmieniłam pościel i zaścieliłam łóżko. Zdążyłam także poodkurzać i umyć podłogę. Gdy skończyłam stanęłam ponownie na środku i otarłam z uśmiechem czoło.

Zauważyłam na szafce nocnej teczkę, której poświęcałam ostatnio sporo uwagi. Wzięłam ją do ręki i otworzyłam. Tak bardzo cieszyłam się, że to już koniec. Wyjęłam zdjęcie Jamesa sprzed siedemdziesięciu lat i utkwiłam w nim swoje spojrzenie na moment, przypominając sobie dawne czasy. Następnie podeszłam do łóżka i postawiłam fotografię na szafce nocnej, obok lampki. Z uśmiechem zamknęłam dokumenty i schowałam głęboko do szafki.

Zerknęłam na zegar i stwierdziłam, że najwyższa pora coś zjeść. W tym samym momencie mój brzuch wydał głośny odgłos, dając mi do zrozumienia, że powinnam się pospieszyć. Z krzesła zabrałam bluzę, którą włożyłam przez głowę w drodze do drzwi, jednocześnie przypominając sobie, że muszę zadzwonić do Stevena, żeby dowiedzieć się co u Jamesa. Będąc już w windzie, nacisnęłam dziesiątkę i czekałam, aż urządzenie zwiezie mnie na dół. Zatrzymałam się jednak na dwunastym piętrze, a moim oczom ukazał się król T'Challa. Otworzyłam szeroko oczy, będąc zdziwiona jego wizytą, jednak prędko odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał.

— Witaj Madeline — powiedział, podając mi dłoń, którą prędko uścisnęłam. 

— Witaj królu — odparłam, a gdy tylko winda ponownie ruszyła, spojrzała na niego z boku. — A co Ty tu robisz? — zapytałam, kręcąc z niedowierzeniem głową.

Król roześmiał się i także pokręcił głową.

— Chyba nie zapomniałaś, że dzisiaj James wylatuje do Wakandy. Dostał tylko jeden dzień przepustki. — powiedział.

Drzwi windy się otworzyły, a uśmiech, który jeszcze chwilę temu gościł na mojej twarzy, nagle zniknął. 

— Madeline, wszystko w porządku? — zapytał. Zaniepokojony położył dłoń na moim ramieniu i zmarszczył brwi.

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz