49.

1.6K 107 43
                                    

— Madeliene —

Kilkanaście minut później, zmierzaliśmy już w stronę domu Stevena. Bruce kierował, a Natasha siedziała obok niego, co jakiś czas zaglądając z tył, aby zorientować się czy wszystko ze mną w porządku. Zajmowałam tylne siedzenie i wykonywałam kilkanaście telefonów, aby zebrać zespół.

— Dyrektorze, bardzo Pana proszę, to jednorazowa prośba — powiedziałam do telefonu.

Mężczyzna po drugiej stronie westchnął i wyobraziłam sobie jak tylko kręci głową na myśl o wariactwie, jakiego mam zamiar się podjąć. W końcu mało kto dzwoni do niego przed północą i prosi o możliwość przeprowadzenia operacji, dodatkowo wciągając w to innych współpracowników ze szpitala. Zdążyłam już załatwić anestezjologa, pielęgniarkę i instrumentariuszkę. Zostało mi najważniejsze. Sala operacyjna.

Czy to jakieś avengerowskie sprawy? — zapytał. Roześmiałam się na jego słowa i pokręciłam rozbawiona głową na określenie, którego użył do opisania moich znajomych.

— Poniekąd — powiedziałam wymijająco.

Niech będzie. Masz klucze? — zapytał. Potwierdziłam i usłyszałam jak mężczyzna ponownie wzdycha. — Powodzenia Madeline — dodał i rozłączył się.

Uśmiechnęłam się szeroko i pospiesznie zgasiłam telefon. Włożyłam go do kieszeni spodni i spojrzałam ponownie na przednią szybę. Natasha odwróciła się, posyłając mi pytające spojrzenie. Pokiwałam entuzjastycznie głową, co ona odwzajemniła szerokim uśmiechem. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się na ciemnej ulicy, pod niewielkim domem. Bruce odpiął pasy i odwrócił się w moją stronę.

— To tutaj. Mamy poczekać? — zapytał.

Pokiwałam głową i pospiesznie odpięłam także swój pas, następnie wyskoczyłam z auta. Nim zamknęłam drzwi spojrzałam na nich i odetchnęlam.

— Dziękuję. I trzymajcie kciuki — rzuciłam na odchodne.

Zatrzasnęłam drzwiczki i odwróciłam się w stronę domu. Wspięłam się po niewielkich schodkach i zatrzymałam tuż przed wejściem. Podniosłam rękę, aby zadzwonić na dzwonek, ale moja ręka zawisnęła w połowie. Cała odwaga, którą w sobie miałam nagle ulotniła się z mojego ciała. Co jeśli nie będzie chciał mnie widzieć? W końcu nie poinformował mnie o sowim przyjeździe. Wpatrywałam się w ciemne drzwi, nie mogąc wykonać nawet jednego ruchu. Myśl, że chłopak ponownie mnie odtrąci, paraliżowała mnie. Wystraszyłam się gdy usłyszałam za sobą głośny klakson samochodu. Spojrzałam przerażona na auto Bannera. Nat i Bruce machali do mnie, pokazując mi wyciągniętego w górę kciuka. Pokręciłam rozbawiona głową i nim zdążyłam zadzwonić na dzwonek, drzwi się otworzyły.

— Madeline? — usłyszałam zdziwiony głos Stevena, który stanął w drzwiach. Spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami.

— Niespodzianka — powiedziałam, uśmiechając się lekko.

— Kto jej powiedział?

Usłyszałam w głębi pomieszczenia głos, który tak dobrze znałam. Był lekko poddenerwowany, co tylko wzmogło moje obawy. Och świetnie, czyli moje najgorsze scenariusze miały okazać się prawdą. Steve bez słowa przepuścił mnie w drzwiach, a ja niepewnie weszłam do środka. Od razu spojrzałam na duży salon, w którym znajdował się Sam i James. Na drugim mężczyźnie zatrzymałam swój wzrok. Przez krótką chwilę miałam wrażenie jakbym zobaczyła ducha. Brunet obciął swoje długie, brązowe włosy i teraz niemalże wyglądał jak on, sprzed siedemdziesięciu lat. Jego wzrok także zatrzymał się na mojej twarzy, ale nie wyrażał żadnych uczuć. 

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz