34.

2K 144 51
                                    


Rano obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Nie potrafiłam spać. Było to zapewne spowodowane nerwami, które towarzyszyły mi przed misją. Adrenalina, która buzowała w moich żyłach jednocześnie wytwarzała w moim ciele sporo energii, ale z drugiej strony, wywoływała paraliżujący strach. Wywlokłam się z łóżka i ubrałam sportowe ubrania. Widziałam, że na misji najpewniej nabiegam się wystarczająco dużo, ale musiałam jakoś rozładować emocje. Zabrałam jeszcze do ręki bluzę i wyszłam z pokoju. Ruszyłam w kierunku kuchni, aby zabrać ze sobą także butelki wody. W schronie wszyscy jeszcze spali. Poza ochroniarzami, nie spotkałam na korytarzu żadnej żywej duszy, co bardzo mnie ucieszyło.

Weszłam do kuchni i podeszłam do lodówki. Otworzyłam drzwiczki i wzrokiem odszukałam wodę. Sięgnęłam po nią i zamknęłam urządzenie. Nagle podskoczyłam i wyrzuciłam z siebie zduszony krzyk. Sam, który stał przede mną, wybuchnął głośnym śmiechem.

— Wystraszyłeś mnie! — warknęłam, uderzając go wodą, w klatkę piersiową.

— Widzę — powiedział dumnie i ponownie parsknął śmiechem.

Pokręciłam głową, ale widząc jego zadowoloną minę, także się zaśmiałam. Brunet również miał na sobie sportowe ubranie, więc z góry założyłam, że też miał zamair wyjść na zewnątrz.

— Idziesz biegać? — zapytał gdy tylko trochę się uspokoił.

— Tak — odpowiedziałam, zaciskając dłoń na butelce wody. — Chcesz dołączyć?

Pomimo, że na początku nie miałam w planach brać żadnych towarzyszy, gdy spotkałam Sama, uznałam to jednak za nie taki zły pomysł. Czarnoskóry chłopak pokiwał wesoło głową, co uznałam za całkiem zabawne. Pokręciłam głową, udając zażenowaną tę sytuacją i skinęłam ręką, aby ruszył za mną. Wyszliśmy jednym z bocznych wejść na zewnątrz. Przystanęłam i odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. tego mi było trzeba. Odświeżyć myśli przed jatką, która nas dziś czekała. Na koniec dnia miałam zamiar jeszcze wziąć gorącą kąpiel. Nie chciałam marnować czasu, zrobiłam parę skłonów i nie czekając na chłopaka, zaczęłam biec przed siebie. Po chwili czarnoskóry dołączył do mnie i biegł moim tempem nie mówiąc ani słowa. Była to całkiem miła odskocznia gdy nie musiałam robić tego samotnie. Spojrzałam na niego i zatrzymałam się po chwili. Chłopak zatrzymał się parę kroków dalej i spojrzał na mnie zdziwiony.

— Zmęczona? — zaśmiał się, podchodząc bliżej.

— Mam prawie sto lat, wybacz, że nie mam już kondycji dwudziestolatki — odgryzłam się i schyliłam się aby zawiązać buta.

— Masz sto lat? — zapytał zdziwiony. Pokiwałam głową a on na chwilę się zamyślił. — Dlatego znasz Stevena? — ponownie pokiwałam głową i uśmiechnęłam się. — Bucky'ego też znałaś? Kolegę Stevena?

Wyprostowałam się, a uśmiech zszedł z mojej twarzy. Skąd on wiedział o Jamesie i dlaczego mnie o niego pytał? Poczułam dobrze mi znane ukłucie w sercu i odwróciłam wzrok.

— Skąd wiesz o Buckym? — zapytałam zmieszana.

— Steve wiele o nim opowiadał, zwłaszcza ostatnio — odpowiedział, krzyżując ramiona. — Znaliście się?

Rozejrzałam się po polu na którym biegaliśmy i westchnęłam. Minęło tyle lat i wciąż nie potrafiłam normlanie zareagować na wspomnienie o chłopaku. Nadal miałam przed oczami jego roześmiane, błękitne tęczówki, zmierzwione włosy i lekki zarost. W normalnych okolicznościach uśmiechnęłabym się na ten widok, ale wspomnienia wywołane tak nagle, sprawiały mi po prostu fizyczny ból. Czułam na sobie uważne spojrzenie chłopaka, więc wróciłam do niego wzrokiem i pokiwałam powoli głową.

Tak blisko • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz