— James —
Cały wieczór przesiedziałem na kanapie, obserwując ją uważnie. Odrywałem od niej wzrok tylko w momencie gdy rozmawiałem z Samem lub kimś innym. Potem znowu wracałem do niej spojrzeniem. Wyglądała dzisiaj przepięknie. Czarna sukienka podkreślała jej smukle ciało, odsłaniając dekolt i plecy. Włosy rozpuściła i falami opadały na jej smukłe ramiona. Czerwona szminka tylko dodawała jej charakteru.
Obserwowałem jak siada za fortepianem i patrzy na mnie, jakby czekała na pozwolenie. Początkowo nie rozumiałem, ale w miarę słów piosenki zorientowałem się o co chodzi. Ta cudowna dziewczyna, kochająca mnie od siedemdziesięciu lat po raz kolejny bez żadnych ogródek wyznała mi uczucia. A ja siedziałem jak kretyn na kanapie i po prostu na nią patrzyłem, nie mogąc nic zrobić. Chciałbym jej powiedzieć to samo. Marzę o tym aby ponownie móc jej dotknąć, przytulić, przyciągnąć do siebie. Ale wiedziałem, że nie mogę tego uczynić. Nie po tym wszystkim co jej zrobiłem.
Ocknąłem się gdy wszyscy wstali i zaczęli klaskać brawo. Widziałem jak brunetka podnosi się z krzesła i podchodzi do nas ze sztucznym uśmiechem. Po wszystkim co razem przeszliśmy, akurat jej prawdziwy uśmiech rozpoznałbym wszędzie. Natasha i Wanda przytuliły ją i pogratulowały świetnego wykonania. Nawet Sam i Steve ją objęli, a ja wciąż siedziałem na tej przeklętej kanapie i wpatrywałem się w nią jak kretyn. Bałem się, że jeśli choćby jej dotknę to porzucę chęć odsunięcia jej od siebie.
— Idę spać, musze odpocząć — poinformowała wszystkich.
Spojrzała na mnie nad ramieniem Stevena, a ja dostrzegłem w jej oczach niemal niezauważalne łzy. Po chwili odwróciła głowę i odeszła w stronę windy. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, wstałem i także ruszyłem do swojego pokoju, który znajdował się na tym samym piętrze co jej. W ciągu tego tygodnia rzadko ją widywałem, starałem się jej unikać, a ona także mało kiedy wychodziła z własnego pokoju.
Wszedłem po schodach, a już po chwili byłem na naszym piętrze. Zobaczyłem ją na końcu korytarza, jak otwiera drzwi do swojego pokoju. Długo się zastanawiałem czy biec za nią czy jednak zrezygnować. W końcu jednak serce wygrało nad rozumiem i paroma sprawnymi krokami pokonałem dzielącą nas odległość. Zatrzymałem się przed jej drzwiami, a ona odwróciła się i zdziwiona spojrzała mi prosto w oczy.
— To była piękna piosenka — powiedziałem na jednym wdechu, dokładnie skanując jej twarz.
Zauważyłem, że jej policzki zrobiły się delikatnie różowe. Tak samo jak kilkadziesiąt lat temu, dziewczyna opuściła głowę, próbując zakryć rumieńce włosami. Pokręciłem rozbawiony głową na ten gest i odsunąłem się o krok, aby dać jej trochę swobody. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie lekko.
— Przepraszam, zapomniałam, że chciałeś o czymś porozmawiać... — powiedziała kręcąc ze zmartwieniem głową. - Wszystko w porządku?
Jej wzrok wyrażał troskę, której od wielu lat nie dane było mi doznać. Zmarszczyłem brwi, początkowo zdziwiony jej zachowaniem. W końcu jednak uświadomiłem sobie, że Madeline martwi się o mnie i o moje życie oraz zdrowie. Ta dziewczyna była niemożliwa. Po tym co jej zrobiłem i jak ją potraktowałem, ona przepraszała mnie, że zapomniała o jednej małej rzeczy. Była taka dobra i niewinna, właśnie taką ją zapamiętałem. Z przyjemnością było na nią patrzeć ponownie, wiedząc, że nadal pozostała sobą.
Pokręciłem głową i lekko się uśmiechnąłem.
— Tak tylko powiedziałem — odparłem, na co dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, ale po chwili pokiwała na zgodę głową.
Zapanowała między nami chwila ciszy, w ciągu której po prostu wymienialiśmy się spojrzeniami. Po kilku minutach, Madeline spuściła wzrok i pokiwała głową z widocznym uznaniem.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...