— Madeline —
— O nie, nie, kochany. Nie ma mowy.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i pokręciłam głową dla podkreślenia moich słów. James jeszcze mocniej zmarszczył brwi i westchnął.
— Daj spokój, Mad. Wszystko będzie dobrze - powiedział.
Podszedł do mnie powolnym krokiem, uśmiechając się pod nosem. Uniósł swoją metalową dłoń w górę i przejechał palcami wzdłuż mojego policzka. Nie miałam najmniejszego zamiaru się na to godzić, ale nie mogłam się oprzeć. Mimowolnie przymknęłam powieki i jeszcze mocniej oparłam się policzkiem o jego rękę.
Hej, stop!
Prędko odepchnęłam jego dłoń od swojej twarzy o cofnęłam się o krok.
— Nie idziesz — powiedziałam stanowczo.
— Dlaczego?! — jęknął zdesperowany Sam.
— Dlatego, że gdy ostatnim razem puściłam go na misję z nim — w tym momencie wskazałam na Stevena - nie widziałam go przez kilka dekad.
Trzej mężczyźni spojrzeli po sobie, a po chwili jednocześnie parsknęli śmiechem. Zmarszczyłam swoje brwi jeszcze mocniej, niedowierzając, że właśnie się ze mnie śmieją. Czy oni nie rozumieją, że ja się cholernie mocno martwię?
Tak, James miał dzisiaj wyjść na swoją pierwszą misję. Przez cały miesiąc sporo trenował zarówno z Samem jak i Stevenem. W końcu nawet Tony do nich dołączył, proponując mu dołączenie do Avengersów. Nie pojęte! Wszyscy uznali, że doskonale dopasuje się do reszty drużyny i jak to powiedzieli... jest brakującym ogniwem.
Jak dla mnie to był istny koszmar. Ostatnia misja na którą poszedł, skończyła się tragicznie. Wiedziałam, że teraz jest inaczej, ale po tym wszystkim co przeszliśmy, najnormalniej w świecie się bałam i nie chciałam go puścić.
— Spokojnie Carter, jest w dobrych rękach — odezwał się Sam, obejmując mnie ramieniem.
Odepchnęłam go jednak i cofnęłam się o kolejny krok. Co oni do cholery wyprawiają?
— Błagam, Steve. Uważaj na nich — jęknęłam, podchodząc bliżej blondyna.
— Czekaj! To znaczy, że się zgadzasz? — pisnął Sam.
Spojrzałam na Bucky'ego i westchnęłam. Naprawdę nie chciałam, ale równocześnie wiedziałam, że musze odpuścić. James nie był małym dzieckiem, a ja nie mogę do końca życia trzymać go pod kloszem. Bucky zdawał się wyczuć moje wahanie, ponieważ pokonał dzielącą nas odległość i pociągnął za rękę w kierunku windy.
— Będzie dobrze, Mad. Nie martw się na zapas — wyszeptał, gdy już zatrzymaliśmy się w jednym z kątów.
— Staram się — westchnęłam, podchodząc bliżej niego. — Dopiero co Cię odzyskałam, nie chcę znowu Cię stracić.
— Nie stracisz — odpowiedział pewnie. Objął mocno moją talię i przyciągnął mnie jednym ruchem do swojej klatki piersiowej.
— Obiecaj — powiedziałam, obejmując jego kark.
— Obiecuję.
Następnie pochylił głowę i złączył nasze usta. To był krótki pocałunek, ale bardzo intensywny. Jego usta mocno nacierały na moje, nie mogąc się nimi nasycić. Poczułam dobrze mi znany ucisk w żołądku, więc jeszcze mocniej go do siebie przyciągnęłam, jednocześnie wplatając palce w jego włosy.
CZYTASZ
Tak blisko • Bucky Barnes
Fanfiction"-Wygląda Pan na zmęczonego Sierżancie Barnes - odparłam łącząc dłonie za plecami. Brunet opuścił swoją dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy. -Doradzam, aby Pan odpoczął. A o taniec proszę zapytać jutro, w Bloody Rose o 18 - dodałam. Brunet przyjrz...