Rozdział 2 - może to mój tata/syn?

2.7K 84 50
                                    

Tony się stresował, nawet bardzo. Może i był wielkim Iron Manem, który uratował świat, ale dobrze wiedział, że on sam by nie żył, gdyby nie jego przyjaciele, rodzina, która go uratowała. Gdy tylko pstryknął palcami od razu wkroczyli do akcji. Strange otworzył portal do najlepszego szpitala, Stave razem z Buckym (z którym, o dziwo, się pogodził) przetransportowali go do niego. A tam od razu trafił w ręce najlepszych lekarzy, oczywiście wliczając w nich Bruca (a może teraz Hulka?). Spędził tam naprawdę długie tygodnie, od czasu do czasu ktoś go odwiedził, ale to nie to samo co spotkanie w tak wielkim gronie. Wiedział jedno, cokolwiek się stanie na tej imprezie, chce się ze wszystkimi pogodzić, tak na dobre, wrócić do tego co było przed wojną między nimi. Stworzyć coś co będzie żyć długo, nawet po jego śmierci.

Zaczął więc przygotowania. Właściwie to od samego rana coś robił, razem z Pepper oczywiście. To starali się doprowadzić dawno już nie używaną wieżę do porządku, to zamawiali jedzenie, bo w końcu dość trochę ich będzie, to uspokajali Morgan, która od samego rana była istnym wulkanem energii, chcącym tylko spotkać już tych sławnych superbohaterów, a przede wszystkim Spider-Mana, o którym tyle słyszała od ojca.

Gdzieś trzy godziny przed rozpoczęciem otworzył się portal, z którego wyszedł Peter.

- Dzień dobry panie Stark! – wykrzyknął, o mało co nie przebijając mu bębenków w uszach. 

Młody był podjarany, to było widać na pierwszy rzut oka, ale trudno mu było się dziwić, w końcu jego idol żył, a teraz miał się spotkać ze wszystkimi znanymi mu bohaterami, a nawet nie groziła im jakaś wielka wojna, czy też zagłada w postaci przerośniętej śliwki! Nic tylko się cieszyć i pić, choć wiedział, że dla niego będzie w zasięgu tylko soczek jabłkowy.

Tony gdy tylko go zobaczył, podszedł do niego i przytulił go. Peter był zdziwiony, ale też szczęśliwy, w końcu znaczyli dla siebie więcej niż mogli przyznać.

- Co tu robisz tak szybko młody, miałeś być dopiero za dwie godziny?

- Pan Strange napisał do mnie o której chce ten portal, więc powiedziałem że trochę wcześniej, żebym mógł wam pomóc w przygotowaniach. To źle, że jestem tak szybko? – zapytał, mając świadomość, że może zostać zrugany, za tak szybkie przyjście. A za nic nie chciał już na samym początku imprezy zrobić złe wrażenie.

- Spokojnie Pete, to nawet lepiej... - nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu pisk i pocisk, który pędził w stronę Petera z zawrotną prędkością. Jakie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że był nim nie kto inny jak jego własna córka, Morgan, która już przytulała się do Parkera i zagadywała go swoją dziecięcą rozmową.

- To ty jesteś Peter? – zapytała, wpatrując się w młodego swoimi wielkimi oczami.

- Tak. A ty musisz być Morgan, księżniczka tego zamku? - uklęknął, aby mieć z nią kontakt wzrokowy.

- Tak! Wiesz, że ten zamek ma bardzo dużo pokoi? A ja mam jeden, taaaaki wielki – pokazała odległość rozszerzając swoje ręce, tak, że nie potrafiła już bardziej. Tony miał ochotę się zaśmiać, ale stłumił chichot, ciekawy jak potoczy się dalsza konwersacja. Peter tylko rozszerzył swoje oczy, pokazując jak bardzo jest zdziwiony i zadał kolejne pytanie:

- Skoro jesteś księżniczką tego zamku, musisz posiadać swojego rycerze, prawda?

- Mam go przecież – powiedziała zdziwiona, że on sam o nim o nim nie wie – to mój tatuś! On obroni mnie przed wszystkimi. Ale wiesz, że mam jeszcze jednego?

- Oo, to nowość piękna księżniczko. Większość ma tylko jednego. – powiedział, już sam ledwo powstrzymując śmiech, bo co jak co, ale przy Morgan, nawet największy gbur, nie potrafiłby powstrzymać uśmiechu.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz