Rozdział 40 - Pobudka ala horror

860 60 88
                                    

Dzień po imprezie zawsze jest dosyć specyficzny. Wiadomo więc było, że gdy zagości na niej Deadpool dzień ten będzie jedyny w swoim rodzaju. Tylko jakoś nikt nie zakładał, że przyłączy się do Clinta i Scotta w ich porannej pobudce, która fundowali im prawie że po każdym spotkaniu gdzie były procenty. Niestety w przeciwieństwie do nich, Wade nie stosował półśrodków.

- Jeśli dobrze rozumiem nasz plan, budzimy ich zwykły, nudnym, krzykiem z głośników? – wykrzywił się niezadowolony, gdy razem z Hawkeyem i Ant-Manem omawiali plan wybudzenia reszty Avengers, która w większości znajdowała się w salonie. Brakowała tam tylko Wandy i Lokiego.

- Ej, to w cale nie jest nudne! – oburzył się Scott.

- Proszę cię, takie plany to ja w przedszkolu wymyślałem, gdy chciałem obudzić resztę po leżakowaniu.

- Chyba nie chcę znać dalszego ciągu – westchnął Clint znad konsoli, która znajdowała się w tym jednym pomieszczeniu. Podobno Tony założył tutaj ostatnio lepsze zabezpieczenia, ale nadal potrafili się do niego dostać. W końcu od czego są szyby wentylacyjne.

- Żałuj tego Merido. Plan był na tyle zajebisty, że przedszkolanka już do końca nie chciała zostawiać mnie samego z zabawkową bronią.

- Że niby przerobiłeś zabawkową broń na prawdziwą? – Scott uniósł ze zdziwieniem brwi, niby Deadpool nie był normalny, ale jakoś nie chciało mu się wierzyć, że coś takiego wykonał mając 5-6 lat.

- No co ty, po prostu władowałem do niej brokuły, które zakosiłem z obiadu. Z czego swoją drogą reszta mi dziękowała, bo nikt nie ich nie lubi. Ale później te brokuły wylądowały na ich twarzach, po usłyszeniu złego ryku Buki z Muminków, więc już nie byli tacy zadowoleni – zaśmiał się na te piękne wspomnienie.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie, lekko przerażeni.

- Ty serio jesteś nienormalny – stwierdził Clint.

- Ale plan nawet fajny – dodał Scott.

- No i może być ciekawie – dopowiedział Clint.

- Zróbmy to! – powiedzieli razem.

Wade uśmiechnął się złowieszczo, wiedząc, że właśnie przeciągnął ich na swoją stronę. O dziwo poszło szybciej niż się tego spodziewał.

- Okej, moi mali padawani – zaczął, tym razem nie myląc się gdy wymawiał to słowo. Został już zmuszony przez Petera do maratonu Star Wars, więc wiedział co i jak. – Zrobimy tak... - z każdym jego słowem pozostała dwójka cieszyła się, że jednak zwlekli się wcześniej z wygodnego dywanu. Lepsze to niż, to co miał w planach ich kompan w zbrodni.

***

Z głośników nagle zaczął wydobywać się głos Thanosa.

- Witam moich drogich Avengersów. Mam nadzieję, że odpoczęliście odrobinę, bo właśnie teraz mam zamiar zniszczyć nie połowę, a całą Ziemię! A może i skuszę się na resztę wszechświata – następnie zaczął się złowieszczo śmiać.

Wszyscy jak jeden mąż poderwali się z ziemi, kanapy czy też parapetu (znowu okupowany przez Thora) i w wojowniczych pozach byli gotowi do zabicia tego kto śmiał ich obudzić. Do niektórych nadal nie dotarło kogo głos usłyszeli z głośników.

- Czy ja usłyszałem mojego nieżyjącego chujowego teścia? – Star Lord pocierał oczy ze zdziwienia. Rzucił pytające spojrzenie w stronę Gamory, ale ta jedynie wywróciła oczami na jego słowa.

- To nie możliwe, zabiliśmy go przecież – Tony zmarszczył brwi. Nie po to prawie że poświęcił samego siebie, żeby teraz, kolejny raz, spotkać się z tą przerośniętą śliwką.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz