Narada o niebieskim jedzeniu cz.1/? - One shot PJ

286 25 51
                                    

- Mamy w klasie nowego ucznia.

Peter oznajmił poważnym głosem. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie wybrał narady, na której mieli zwyczaj dzielić się dziwnymi, zaobserwowanymi sprawami. Prawie wszyscy w sali zebrań (czyt. kinie) należeli do ziemskich bohaterów lub też w niektórych wypadkach do poza ziemskich bohaterów.

W teorii zebrania powinny się składać z 90% z omawiania spraw ważnej wagi typu najazd kosmitów, porwanie ważnej persony, czy odnalezienie zagubionego człowieka (w trzech na cztery przypadki chodziło o Petera) i z 10% z omawiania ich rodzinnych spraw, które mogły mieć wpływ na świat.

Jak było w praktyce?

No cóż...

50% omawianie spraw wagi państwowej, 30% omawianie rodzinnych spraw (nawet tych, które nie miały wpływu na świat).

Co z pozostałymi 20%?

Jedne słowo KŁÓTNIE (w szczególności Balconu, Clinta z synem, czy Loki'ego z Thorem).

Jednak jak na nich skupienie uwagi w 80% na sednie spraw i tak było sporym wyczynem.

Wracając do narady wszystkie oczy zwróciły się w stronę najmłodszego członka Avengers.

- To chyba nic dziwnego? - Sam zmarszczył brwi nie odrywając się od paczki popcornu.

Młody przerwał fascynującą kłótnię Witch Trio, gdzie chodziło o najlepszą część Harry'ego Pottera. W teorii ów kłótnię powinni zostawić na ich cotygodniową naradę „Jak żyć w wariatkowie - Matka Steve rozwiązuje sprawyrodzinne" zatytułowaną przez Scotta, a wymyśloną przez wyżej wymienioną matkę. Steve wpadł na ten genialny plan w momencie, gdy w ciągu tygodnia zgłosiło się do niego więcej skłóconych par niż wszystkich palców u stóp i nóg razem wziętych. W tym on i Bucky siedmiokrotnie. Rogers zwołał zebranie i oznajmił, że niema ochoty spędzać większość swojego czasu na byciu mediatorem i pomijać przez to ważne posiłki.

Wyznaczył jeden dzień w tygodniu. Trzeba było przyznać, że doskonale wiedział co robi. Znał ich i miał świadomość, że większość sprzeczek sama się rozwiąże w oczekiwaniu na sądny dzień. W piątek mógł mieć na liście 20 spraw, ale połowa zdążyła się przedawnić.

Steve siedział za wielkim kontuarem w stylu Anny-Marii Wesołowskiej i wzywał na środek skłócone strony. Na to jakimś cudem się zgodził, ale gdy Clint chciał go przekonać do pożyczenia od Thora jego młotka i zastąpienia nim młotka sędziowskiego odmówił.

Na flagę amerykańską, którą zawiesił Tony, nie mógł nic poradzić. Wspólnie z Shuri wynaleźli AmDupKlej, czyli giga mocny klej. Skrót od Amerykańskiej Dupy Klej, na cześć pierwszego kawału, w którym brał udział (oczywiście nazwa Scotta). Rogers nie mógł ściągnąć flagi nawet za pomocą swojej nadludzkiej siły.

W teorii mogli sobie załatwić kogoś w stylu adwokata, lecz ich osobisty adwokat Matt Murdock zablokował ich po miesiącu. Jako odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu był zbyt często wzywany. Raz jakiś idiota (yhm Bakugan yhm) stwierdził, że zajebistym pomysłem będzie wybranie na swojego obrońcę Deadpoola. Wade zaczął w miarę normalnie, lecz jakimś cudem z tematu próby okaleczenia Sama przez Bucka młotkiem do tłuczenia kotletów przeszedł do Mjolnira (namiętnie nazywał go Jonathanem), a skończył na próbie wyłudzenia od ławy przysięgłych, nie pomijając sędziego, rocznego zapasu Nutelli.

W tamtym momencie funkcja adwokata została na stałe usunięta, przez co każdy musiał się bronić sam.

- Sam ma rację - stwierdziła Natasza. - O dziwo - dodała ciszej, lecz Falcon ją usłyszał i rzucił w nią popcornem.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz