Nie zadzieraj z rodzinką! cz. 1 - one shot

768 46 88
                                    

Gdy Tony dowiedział się, że jego dzieciak jest gnębiony w szkole miał ochotę kogoś zabić. I nawet wiedział kogo.

Niestety w tym samym czasie dowiedziała się o tym również jego żona, która była tą rozsądniejszą połówką w ich związku. Zakazał mu poturbowania pewnego wkurwiającego nastolatka, mimo że podał jej logiczne argumenty.

Jednak, po glębokim namyśle, stwierdził, że dostał szlaban jedynie na spowodowanie trwałego uszczerbku na zdrowiu fizycznym. O jego poniżeniu nic nie wspomniała. Bo przecież jego psychika już wcześniej nie była w odpowiednim stanie, więc po planie, który ułożył z pewną zabójczą trójką, nie pogorszy mu się aż tak bardzo, prawda?

Ale może przejdźmy do początku.

***

Iron Man postanowił zrobić niespodziankę swojemu dzieciakowi (aka synowi) i podjechał pod jego szkołę z postanowieniem zabrania go na lody. 

Wcale nie został do tego zmuszony, bo Happy wysłał mu smsa, że ma jakąś ważną sprawę do załatwienia i tym samym młody nie miał jak wrócić ze szkoły. Wcale też w wieży nie mieszkała zgraja bohaterów (aka posażytów) będących na jego utrzymaniu, którzy poprzez spłatę swojego długu mogliby go odebrać. Wcale też nie miał mieć właśnie bardzo ważnego spotkania, ale postanowił z niego zrezygnować, bo wolał ten czas spędzić z Peterem.

Przecież te argumenty są wyssane z palca.

Siedział w swojej wypasionej furze i z niecierpliwością stukał w kierownicę. Dzwonek rozdzwonił się jakieś piętnaście minut temu, a młodego nadal nie było. A przez jego spóźnianie się musiał wytrzymać ciekawski wzrok nastolatków w jego stronę. Na szczęście auto posiadało tryb przyciemnianych szyb na wypadek nagłego pojawienia się paparazzi. Najprawdopodobniej łamał tym jakieś przepisy, bo i przednia szyba wliczała się do ów trybu, ale był Iron Manem i pieprzonym Tony'm Starkiem. Zapłaciłby parę kafli za mandat, a jego konto zbytnio by nie ucerpiało. 

Pewnie też dlatego szybko odpuścił denerwowanie się z powodu pasożytów  siedzących mu na głowie, jak i portfelu. Oczywiście to nie oznaczało, że od czasu do czasu nie wspomniał im o tym! Broń Thorze! Uwielbiał się nad nimi pastwić. No i trzeba przyznać, że nie byłby tym samym Tony'm Starkiem bez chełpienia się swoją fortuną. Choć ostatnio i tak jego ego nie było na poziomie 400 metrowego wieżowca, a jedynie 100 metrowego. 

Wszyscy w wieży uważali, że to dzięki ich małemu pajączkowi.

Oczywiście mieli rację, ale Stark nie miał zamiaru się do tego przyznawać.

No, przynajmniej nie słownie...

 Z jego też powodu był w stanie wytrzymać jeszcze drugie tyle czasu, gdzie wścibskie oczy gówniarzy przeszywają jego samochód na wylot. Z nudów jednak zadzwonił do Pepper, mając nadzieję, że ta jakoś zajmie mu czas.

- Jak tam ma się moja piękna żona? - uśmiechnął się, mając nadzieję, że nie jest nadal zła o to spotkanie.

- Twoja piękna żona właśnie zajmuje się twoją córką - mówiła prawdę, bo nagle w kamerce pojawiła się mała rączka. Sprawnie wyrwała telefon z rąk mamy i z zadowolonym śmiechem zaczęła uciekać. Minęła dobra chwila zanim Pepper złapała uciekinierkę i wyrwała z jej rąk skradziony przedmiot. 

- Widzę, że świetnie się bawicie - Stark starał się nie roześmiać, widząc w jakim stanie jest jego kobieta. Chwila biegu, a jej włosy wyglądały jak kopka siana. A że odwiedzali od czasu do czasu farmę Clinta, to mężczyzna wiedział o czy mówi (a raczej myśli).

Pepper wysłała mu piorunujące spojrzenie, przez co postanowił nie żartować na temat jej wyglądu.

- Proszę powiedz, że jesteście już w drodze do wieży - mówiąc to miała nadzieję, że maks dziesięć minut i Tony zajmie się Morgan. Albo Peter, co byłoby lepszą opcją. 

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz