Rozdział 46 - Napad telewizorka

625 43 18
                                    

Latający telewizorek pojawił się nagle.

Serio, nikt się go nie spodziewał.

Byli właśnie w trakcie próby przedostania się przez najtajniejsze drzwi ze wszystkich drzwi. Przynajmniej tak stwierdziła Yelena, siostra Czarnej Wdowy.

Tutaj Tony nadal miał jej za złe, że ma rodzeństwo. Choć z drugiej strony biorąc pod uwagę zawiłą relację większości osób z ich grupy z swoją rodziną, mógł się domyślać dlaczego tak zrobiła. Albo po prostu wstydziła się jej zachowania.

- Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie dali mi dostępu do tych drzwi – wspomniana siostra Nataszy narzekała na tą kwestię już dobre piętnaście minut. – Wkupiłam się w ich łaski, nawet kradłam dla nich tą okropną imitację alkoholu. – wywróciła oczami i spojrzała na resztę zgromadzoną wokół wspomnianych drzwi. – Serio, jeśli chcecie się dobrze napić nie próbujcie tego ohydztwa. Gorsze niż siki hipopotama.

Tony już otwierał usta, aby zapytać się skąd zna smak sików hipopotama, ale przerwał mu głos Czarnej Wdowy.

- Mogłabyś przestać gadać? – Nat wywróciła oczami. 

Starała się skupić na swojej pracy, czyli pomocy Peterowi w zhakowaniu zabezpieczeń. Niestety zapomniała jak bardzo jej siostra potrafi być irytująca.

- Mój głos ci przeszkadza? Myślałam, że potrafisz się skupić nawet w największym hałasie. Ty, Natalia Romanova, najlepsza z najlepszych w Czerwonym Pokoju – uniosła brwi w lekko drwiącym geście, ale na jej ustach błąkał się zdradziecki uśmiech.

Jej siostra pokiwała z rezygnacją głową, ale również lekko się uśmiechnęła. Możliwe, że trochę brakowało jej tych przytyków. Nic nie odpowiedziała i wróciła do pracy.

- Ciocia Nat ma na imię Natalia? – Peter zmarszczył brwi, odrywając się od swojej pracy. Był już blisko celu, ale pytanie samo wyrwało mu się z ust.

- Twoja ciocia Nat ma jeszcze wiele tajemnic. Z chęcią ci je wszystkie wyjawię Сладкий паук – wyszczerzyła do niego zęby.

- Okej – Peter pokiwał entuzjastycznie głową. – Możemy zacząć przy maratonie Star Wars! – stwierdził entuzjastycznie.

Tony westchnął cierpiąco, czując, że młody znowu zaprzyjaźni się z osobą, która nie będzie miała na niego dobrego wpływu. Naprawdę wystarczyła mu jego przyszła synowa z tendencją do morderczych zachowań, bożek kłamstwa aka jeleń, kradnący z jego wieży cały zapas kakao i facet, który miał większy zasób przekleństw niż Święta Zakonnica Rogers spojrzeń świadczących o jego rozczarowaniu ich zachowaniem. A trzeba było przyznać, że wystarczyło jedno zerknięcie w jego oczy, aby wiedzieć w jakim stopniu ma się przejebane i jak długa reprymenda cię czeka. Jak na razie rekordzistą nadal był Clint, który razem z Morgan, Peterem i Harleyem przerobił jego gwiazdę w tarczy na Patryka z Spangeboba. Biedak dał się wyrolować młodym i sam stawił mu czoła, gdy oni byli już w drodze do parku, gdzie przeczekają złość Matki nad Matkami. Dobrze wiedzieli co robią, bo nie tylko jego tarcza była inspiracją zaciągniętą z ich nowej ulubionej bajki. Może wystarczy wspomnieć, że Steve był zmuszony paradować przez okrągły tydzień w ciuchach, które nijak miały się do jego imigu. Ale według Tony'ego zabierając mu dostęp do tarczy z flagą amerykańską powinni mu to wynagrodzić w postaci garderoby z nią związaną.

Zdecydowane powinni zacząć brać go pod uwagę w ich prankach.

Z rozmyślań wyrwał go głos jego syna. Chłopak zamiast zając się robotą zaczął opowiadać swojej nowej przyjaciółce o Star Wars. Jak się okazało wcześniej ich nie znała, a Peter wykorzystywał każdą sytuację do ukazania ludziom piękna ów universum.

- ... i właśnie wtedy on powiedział mu, że jest jego...

- Młody, rozumiem, że znalazłeś sobie nową ofiarę – Tony odchrząknął, gdy Nat rzuciła mu karcące spojrzenie. – Mam na myśli przyjaciółkę, ale przypomnę ci, że jesteśmy na misji i warto byłoby zachować w miarę jako taką ostrożność i nie paplać trzy po trzy. – stwierdził i zmarszczył lekko brwi. – Właściwie, dlaczego ja tutaj uciszam? Gdzie nasz strażnik przyzwoitości i praw tajnych misji? – rozejrzał się, udając zatroskanie.

Kapitan wywrócił oczami, a Bucky parsknął śmiechem. Oboje stali odrobinę dalej, tak aby mieć oko zarówno na nich, jak i okolicę. Clint i Scott udali się w tym samym czasie na zwiady, czyli obchodzili po cichu kompleks, który miał dobre paręnaście kilometrów w obwodzie. 

- Doskonale radzę sobie z tą rolą Tony – odparł z anielską cierpliwością, którą się szczycił. – Jakbyś nie zauważył, nie ma nikogo w pobliżu w promieniu pięciu kilometrów. A jak sam wcześniej wspomniałeś drzwi są na tyle solidne, że żaden głos się przez nie przedostanie – oparł o swoją tarczę (bez śladów różowej i zielonej, dość trwałej, farby).

- Ale nie wspomniałem o gadżetach do podsłuchiwania, które tamta strona może posiadać – stwierdził, teatralnie wskazując na drzwi.

- Chcesz mi wmówić, że ty takich nie masz? – Kapitan podniósł brew w geście zdziwienia.

Peter parsknął śmiechem na odpowiedź Kapitana, ale gdy ojciec na niego spojrzał odwrócił wzrok i udał wielce zainteresowanego swoim zadaniem. Bucky za to wyglądał jak dumna matka ze swojej pociechy, gdy ta pierwszy raz skorzystała z nocnika. Dziwna zmiana ról, biorąc pod uwagę fakt, że to Rogers był zarówno kobietą w ich związku jak i matką całej ich bandy.

- Słuchaj no mnie Mrożonko, nie wiem kiedy oni zrobili z ciebie takiego potwora, ale nie używaj moich zagrywek przeciwko mnie – odpowiedział, zaplatając ręce na piersi.

- Ile razy mamy ci powtarzać, że sarkazm nie należy tylko do ciebie i każdy może z niego korzystać – Nat prychnęla pod nosem.

- Jestem miliarderem, mogę go sobie przywłaszczyć za grosze i nic wam do tego – prychnął pod nosem, na co reszta wywróciła oczami.

Typowy tekst Iron Mana. Czego innego mogli się spodziewać?

Nikt nie zdążył mu odpowiedzieć, bo nagle usłyszeli kliknięcie i cichy okrzyk Peter.

- Chyba właśnie mi się... - nie dokończył, bo ktoś mu przerwał.

- Właściwie to nam się udało – usłyszeli zza drzwi i zobaczyli dwie wyszczerzone twarze.

- Kiedy... Jak... - Tony'emu rzadko brakowało słów.

- Powiedzmy, że moje małe umiejętności czasem się przydają – zaśmiał się Scott.

On i Clint otworzyli im szerzej drzwi, przez co mogli zobaczyć o wiele więcej niż przez wcześniejszą małą szparę. Ukazała im się wielka sala z dziwnymi urządzeniami. Na widok jednej Steve wytrzeszczył oczy.

- Oni chyba nie... - nie dokończył.

Zza maszyny wyleciał telewizorek.

I gadał po niemiecku.

Albo przeklinał?

Bardzo prawdopodobne, bo po niemiecku każde słowo brzmiało jak przekleństwo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem! Znowu długo mnie nie było 

Ale za to dzisiaj mogę was rozpieścić i wrzucić nie jeden, nie dwa, a nawet trzy rozdział!

A taki napad weny miałam xd A nie potrafię trzymać w niepewności.

Także miłego czytania! 

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz