Rozdział 48 - Największa fanka

588 50 23
                                    

Pewnie macie nadzieję na przybycie tajnego planu, huh?

No cóż, nic bardziej mylnego.

Z sufitu (znowu ten nieszczęsny sufit), a dokładnie z wentylacji wyleciała dziewczyna. Z łukiem i strzałą.

Trafiła idealnie swoim ciałem w telewizorka. Ten z wrażenia, albo uderzenia, wywrócił się na podłogę. Zanim się podniósł dziewczyna wyciągnęła z kołczana jedną ze strzał i wbiła ją prosto w lukę pomiędzy jego głową, a torsem.

Telewizorek znieruchomiał i runął na ziemię.

Nastolatka (bo właściwie na nią wyglądała) wyprostowała się i naciągnęła łuk wraz ze strzałą. Musiała być dobra w tym co robi, bo ręce jej nie drżały. Właściwie wyglądała na dość pewną siebie. Wymierzyła w najbliższego robota, który wcześniej ich związał i wycelowała. Trafiła w sam środek, a robot wybuchnął. Z łatwością poradziła sobie z całą resztą.

Według Clinta potrwało to nieco dłużej niż gdyby on sam się nimi zajął, ale i tak świetnie sobie poradziła.

Wszyscy byli pod wrażeniem. Ale potem zaczęła gadać. A okazało się, że jest większą gaduła niż Peter i Morgan razem wzięci. Tony nie zaliczał tutaj Harleya, bo ten w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa, był introwertykiem i naprawdę mało mówił.

- O MÓJ BOŻE... – jej mina wyglądała jakby znalazła się w niebie. Albo pochłonęła cały słoik nutelli i nikt jej w tym nie przeszkodził. Właściwie dla wielu z nich było to jedno i to samo. - Nie wierzę, że jestem w jednym pokoju z Avengers! Jestem waszą fanką! Zawsze chciałam być taka jak wy! – zaczęła podskakiwać z ekscytacji. – Dlatego zgłosiłam się do Nicka! Stwierdziłam, że to będzie fajna zabawa! Może i moja matka nie była zachwycona, ale co tam, raz się żyje! Co złego mogłoby mi się stać?! Co najwyżej mogłabym stracić słuch jak mój ulubiony... - tutaj się zacięła. Jej wzrok zatrzymał się na jednej osobie w pomieszczeniu.

- Emm, dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? – Clint nie wiedział o co chodzi. Może i jego dzieci zbliżały się do jej wieku, a na głowie miał takiego smarka jak Pietro, ale nadal czasem nie ogarniał ich dziwnych zachowań. A ta dziewczyna zdecydowania była najdziwniejszą nastolatką jaką spotkał.

I właśnie zaczęła piszczeć.

Boże, w życiu nie słyszał, aby ktoś wydawał odgłosy na takiej rozdzielczości.

- Hawkeye! – wykrzyknęła, jakby nie wiedział jaki ma superbohaterski przydomek. – Nie wierzę, że jestem w jednym pomieszczeniu z moim idolem! Zawsze chciałam się spotkać i zapytać o tak wiele rzeczy! – podbiegła do niego. – Nick mówił mi, że może kiedyś mi ciebie przedstawi, ale mu nie wierzyłam. Uważa, że nie jestem wychowana i tylko narobiłabym mu wstydu – prychnęła pod nosem.

- Trudno się dziwić, skoro my nadal jesteśmy związani, a mój syn jest w tej śmiercionośnej maszynie, gdy ty zamiast nas uwolnić piszczysz jakbyś miała zamiar roztrzaskać każde szkło w promieniu kilometra – odparł Tony z sarkazmem, który wyczułby nawet umarły.

- Oj, racja – lekko się zarumieniła. – Jednak wystarczyło poprosić, nie musisz używać sarkazmu staruszku.

Stark spiorunował ją wzrokiem. Clint za to wybuchnął śmiechem.

- Jeśli jesteś w stanie pocisnąć Starka musisz być zajebistym człowiekiem – wyszczerzył w jej kierunku zęby.

Dziewczyna rozpromieniła się na jego słowa. Podeszła jednak najpierw do Iron Mana i zaczęła rozplątywać jego więzy.

- Mogłaś najpierw wypuścić Petera – stwierdził. Gdy już był wolny podbiegł do maszyny i nacisnął jeden z przycisków.

Peter runął jak długi na ziemię, ale widać było, że nic mu nie jest. Jedynie co to ciężko oddychał, bo w komorze nie było zbyt dużo powietrza. Od razu podbiegła do niego reszta ekipy.

- Nic mi nie jest – zaśmiał się, gdy jego tata objął go z troską.

- Bogu dzięki – westchnął.

- Właściwie to Kate dzięki – wyszczerzyła się dziewczyna. – Ale może mnie Pan nazywać Bogiem, nie obrażę się.

Tony wywrócił oczami. Jednak nie mógł ukryć małego uśmiechu na twarzy. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co nie pozwalało mu się na nią gniewać.

- Kate? – Yelena zmarszczyła brwi. – Kate Bishop? – dziewczyna potwierdziła kiwając głową. - Czyli ciebie miałam tutaj znaleźć!

- Nick nie mówił ci jak mam na imię? – zdziwiła się.

- Możliwe, że mówił – wzruszyła ramionami. – Ale możliwe też, że nie słuchałam go zbytnio. Wspominał coś tylko o jakimś psie – zmarszczyła brwi próbując sobie przypomnieć o co mogło mu chodzić.

Kate pokiwała głową z entuzjazmem.

- Czyli pamiętał! – jej oczy się roziskrzyły. – To Lucky i jest golden retriverem – stwierdziła, jakby jego imię i rasa wyjaśniało to czemu znalazł się z nią, najprawdopodobniej, na misji.

- Jest w jecie – stwierdził Clint. – Znaleźliśmy go i chcieliśmy go adoptować – stwierdził lekko smutniejąc.

- Nadal możesz go adoptować. Tylko z dodatkiem w postaci nastolatki – Tony nie mógł się powstrzymać. Tyle razy słyszał od Bartona temat adopcji, a teraz miał idealną okazję do odegrania się!

Clint zmarszczył brwi, a Kate zalała się rumieńcem. Być adoptowaną przez swojego idola?! To byłby cholerny odlot!

Sytuacja się jednak nie rozwinęła, bo otworzył się portal, a z niego wyszła dość spóźniona odsiecz.

- Na mojego przygłupiego brata! W gorsze rejony nie mogliście się zapuścić? – Loki zmarszczył nos.

Nie wyglądał na zadowolonego, a jego mina zrzedła jeszcze bardziej gdy zauważył, że nikt nie potrzebuje pomocy. Stephen wywrócił oczami na jego słowa, a Wanda jedynie się zaśmiała.

Jedyna kobieta, która wchodziła w skład ich planu B i przywódczyni Witch Trio, rozejrzała się po pomieszczeniu. Podniosła brwi ze zdziwieniem, gdy zauważyła, że ich pomoc nie jest potrzebna, bo każdy stał o własnych nogach. Jedynie Peter, jej słoneczko, leżał oparty o ścianę. Szybko do niego podeszła, ale okazało się, że nic mu nie jest.

W końcu spostrzegła dwójkę nowych osób. Jedna kobieta, druga nastolatka. A w tą drugą jej ojciec dziwnie się wgapiał.

- Ojciec, czy ty chcesz mi sprawić nową siostrę? – sugestywnie spojrzała na nich oboje. 

Zauważyła, że dziewczyna trzyma w ręce łuk, a na plecach ma kołczan ze strzałami. A to i to, że jej ojciec miał tendencję do adopcji i prowadził mini wojnę ze Starkiem, mówiło samo przez się.

- Oj, nie popędzaj ojca – prychnął pod nosem, ale nie zaprzeczył.

Wanda wyszczerzyła się w uśmiechu, a dziewczyna wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.

- Czyli przyszliśmy tu tylko po to, aby być świadkami kolejnej adopcji? – Loki prychnął.

Nikt nie odpowiedział. Bo właściwie miał rację, ale czy kogoś to interesowało?

No raczej nie.

- Mamy po prostu dwójkę nowych członków naszej popapranej ferajny – stwierdził Tony. – A Steve w końcu zejdzie na zawał, bo ma coraz więcej bachorów do opieki – zaśmiał się.

Swoje kroki skierował w stronę drzwi. Miał jet do zabrania, a nie chciał zostawić go na pastwę rąk Steva, który jednym wpakował się do jeziora.

Reszta poszła po prostu za nim.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki tam mini maratonik ^^'

No i chciałam podziękować za ponad 20 k wyświetleń! <3 W życiu nie sądziłam, że to ff zajdzie tak daleko ^^ Jesteście najlepsi!

Sea you soon <3

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz