Bo najważniejsze to odnaleźć rodzinę cz. 1 - one shot

726 44 42
                                    

Szkołę można interpretować na różne sposoby.

Szkoła to nauka. Czasami po nocach, gdy przedmiot średnio wchodzi do głowy.

Szkoła to budynek. Często wymagający dogłębnego remontu. Gdy pierwszy raz człowiek do niej wchodzi myśli, że nigdy nie zapamięta wszystkich zaułków i zakamarków, ale wystarczy tydzień, może dwa, aby trafił do danej klasy za pierwszym razem.

Szkoła to nauczyciele. W większości wredni lub nie nadający się na to stanowisko. Jakby studia te były czystą loterią, a nie powołaniem. Oczywiście zdarzają się wyjątki, na które każdy po cichu liczy.

Szkoła to nowe znajomości. Wystarczy jedna osoba, a dzień w niej staje się lepszy. A szybko zawarte przyjaźnie mogą ciągnąć się przez lata.

Ale szkoła to też trudności, wyśmiewania. I mimo, że człowiek się stara, nie reaguje, a przyjaciele starają się go pocieszać, to zwykła obelga może dotknąć do żywego.

Właśnie tego często doświadczał Peter Parker.

Bo był chłopakiem, który miał najlepszego przyjaciela i dziewczynę, ale też gnębiciela. 

A mimo, że ten nie był zbyt bystry, to i tak potrafił walnąć tam gdzie najbardziej boli. 

Flash Thompson już taki był. Zepsuty dzieciak za sprawą swoich rodziców, którzy od zawsze mieli go gdzieś. Bogaty, bo lepiej jest przekupić dziecko niż się nim zająć.

Ale czy oznacza, że może tak po prostu chwalić się swoimi drogimi zabawkami i gnębić innych?

Do tego tych, którym może właśnie załamuje się świat?

No cóż, odpowiedź jest prosta. Ale może sami ją odkryjecie. 

***

Peter Parker słynął ze swojego nieszczęścia. A raczej "Parkerowego szczęścia" jak to często określali jego znajomi, w tym cała drużyna Avengers. 

Jako dziecko stracił rodziców, później wujka Bena. Stał się Spider-Manem i o mało co nie zginął przygnieciony przez wielki budynek. Później cała akcja z Thanosem, strach, ból, bo prawie stracił swojego mentora. 

Ostatecznie jednak udało się go uratować. Teraz Tony Stark mieszkał wraz z żoną i małą córeczką w wieży, razem z całą resztą drużyny. A Peter był ich stałym bywalcem. Miał nawet własny pokój! Często zagracony przez różne wynalazki, ale też pluszaki i zabawki. Bo Morgan uwielbiała wpadać do Petera, gdy ten był w pokoju. Nawet nie musiał się z nią bawić. Wystarczała jej sama jego obecność, przez co częstym widokiem stało się już to, że on odrabiał lekcje, a ona bawiła się swoimi lalkami, lub jego figurkami lego, rozłożonymi na dywanie. 

Peter starał się co pięć minut sprawdzić co porabia dziewczynka. A widząc jej poczynania często odkładał pracę domową na później i dołączał do zabawy. Co z tego, że później będzie odrabiał ją po nocach. Przecież jego księżniczka jest ważniejsza!

Takim oto sposobem każdy z wieży posiadał ich zdjęcie. A już zwłaszcza Stark, który często do nich zaglądał. I to tak żeby nikt go nie zauważył, oczywiście. I za każdym razem wychodząc miał szeroki uśmiech na twarzy. Mógł mieć najgorszy dzień w swoim życiu, ale ich relacja, to jak chłopak opiekował się Morgan, jak nazywał ją swoją księżniczką i to jak ona czekała z niecierpliwością na każde jego przyjście roztapiało jego skamieniałe serce.

Zresztą nie tylko jego. Bo trzeba przyznać, że to dzięki Peterowi ich drużyna na powrót stała się drużyną.

Po bitwie z Thanosem zostali zmuszeni do wspólnego zamieszkania. Zmuszeniu, bo domek rodziny Stark został zniszczony przez jeden z wrogich statków, a jedynie wieża ostała się jako tako. Nick stwierdził więc, jako ich szef, że spędzą najbliższe dwa miesiące w wieży. Tony nie miał nic do gadania, mimo że ta, nota bene, należała do niego. Choć z drugiej strony, gdy wybudził się po dwóch tygodniach ze śpiączki wszyscy już się w niej zadomowili. I ku jego zdziwieniu Morgan nazywała każdego bohatera ciocią, bądź wujkiem, a Peter traktowała jak brata. Druga opcja mu nie przeszkadzała, a nawet cieszyła, ale pierwsza była dość dziwna. Zwłaszcza, że Barnes był tym ulubionym. Zabójca jego rodziców!

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz