Bo najważniejsze to odnaleźć rodzinę cz. 2 - one shot

525 40 60
                                    

Deadpool mógł się domyślić, że gdy dostanie wiadomość od Tony'ego Starka to ta zwali go z nóg.

W końcu nie napisałby do niego gdyby nagle postanowili zrobić jakąś zajebistą imprezę z wielką ilością alkoholu. Stark nie pałał do niego zbyt wielką sympatią. Twierdził że deprawuje jego dzieciaka (a raczej syna) i wolał, żeby spędzali ze sobą jak najmniej czasu.

Tak jakby mógł coś zrobić tak słodkiej cynamonowej rolce...

Jednak gdy przyszło co do czego to jego zatrudnił, aby wbił mu do szkoły i z nim porozmawiał. Pewnie padło na niego, bo tylko jego twarzy nie rozpoznają te małe gnojki (czyt. jego koledzy/koleżanki).

Wyrwał się więc z domu X-Menów. I to w samą porę, bo właśnie łysy szef na kółkach stwierdził, że jest im potrzebny dogłębny remont. Niby słynął że swojej mądrości, ale dobrał jego i Wolverina do pary i kazał odnowić cały hol.

Opuściłby dom minutę później, a doszłoby do tragedii.

A nie zrobił nic złego!

Jedynie stworzył arcydzieło na twarzy swojego ulubionego mutanta aka przyszłego kochanka, gdy ten spał. Nie jego wina, że ten nie posiada grama poczucia humoru i wściekł się gdy zobaczył na policzku rysunek hello kitty, a na czole maskę Deadpoola z napisem ,,Własność Basenu, nie dotykać bo zajebie!", a strzałka wskazywał w dół, aż natrafiła na rysunek tyłka znajdującego się na drugim policzku.

Arcydzieło jakby z każdej strony nie spojrzeć!

Jemu się jednak nie spodobało, także zmył się tylnym wejściem. Na odchodne usłyszał wkurzony krzyk i śmiech reszty. Pewnie gdy wróci jego pokój będzie pełny śladów wkurwionego zwierzaka.

Wzruszył ramiona na tą myśl. Ten pokój już nie takie rzeczy przechodził, a on miał pod ręką dwóch miliarderów, którym zawsze mógł zwędzić parę groszy.

Do szkoły młodego wszedł jak gdyby nigdy nic. Nikt nie zwrócił na niego uwagę, oprócz starszego faceta, chyba woźnego. Mógłby dać sobie odciąć siusiaka (raz tak zrobił, nigdy więcej, załatwianie się bez niego było katorgą), że ten wiedział kim jest. Jego spojrzenie przeszyło go na wylot, gorzej niż spojrzenie Kapa, gdy usłyszał z jego ust piękną wiązankę przekleństw (piękną dla niego, nie wiedząc czemu flagowa dupa Ameryki za nimi nie przepadała).

Po drodze wpadł na jakiego rozwydrzonego dzieciaka, który gadał o jakimś penisie. I raczej nie chodziło mu o jego własny sprzęt.

Zmarszczył brwi, ale ruszył w stronę sali gdzie Parker powinien mieć zajęcia. Zobaczył go stojącego razem z MJ i Nedem. Żadne nie miało wesołej miny, a Peter w szczególności. Prawdę powiedziawszy miał minę jakby właśnie ktoś mu umarł. Albo zjadł jego słoik nutelli.

Jedno z dwóch.

MJ zauważyła go jako pierwsza i uśmiechnęła się jakby z ulgą. Gdy Ned go zauważył mógł dostrzec ten sam wyraz twarzy.

"O co do cholery chodzi?" Deadpool zadawał sobie pytanie.

Peter zauważył dziwne zachowanie przyjaciół i odwrócił się w stronę, w którą oni spoglądali. Widząc Weda jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.

- Dlaczego... - zaczął, ale nie dokończył, bo właściwie nie wiedział o co chciał zapytać.

Dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego zawracasz sobie mną głowę? Chłopakiem, który prawie zabił własną ciotkę? Każde takie pytanie wydawało się idiotyczne, jak i przyznaniem się do winy. A tego czego najbardziej nie chciał to stracić swojej przybranej rodziny.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz