Dzień Rodziny - one shot

1K 58 91
                                    

Peter zawsze był roztrzepany. Właściwie wiedział o tym każdy, a już zwłaszcza Avengersi, z którymi mieszkał na co dzień. Miał w końcu sporo na głowie. Począwszy od szkoły, opieki nad młodszą siostrą, pracy w laboratorium z ojcem, a skończywszy na byciu przyjaznym pajączkiem z sąsiedztwa. Ale mimo tej jednej małej dysfunkcji każdy go lubił. Bo niby jak można nie przepadać za tak szczerym, miłym i pomocnym nastolatkiem?

Zresztą każdy członek drużyny mógł śmiało przyznać, że to on stworzył z nich rodzinę. I właśnie dlatego byli w stosunku do niego nad wyraz opiekuńczy.

Bo Peter był zwyczajnie ich promyczkiem.

Był w stanie odłożyć na bok ważny projekt, aby wyjaśnić Thorowi jak działa telefon.

Był w stanie zacząć naukę na sprawdzian późnym wieczorem, aby poplotkować z Wandą i Nataszą.

Był w stanie spędzić cały dzień na patrolu, gdy czuł, że może stać się coś złego.

Był w stanie pójść następnego dnia do szkoły całkowicie niewyspanym, bo jego siostra miała koszmar i chciała, aby opowiedział jej bajkę.

Był w stanie zrobić wiele rzeczy dla swojej rodziny.

A oni byli w stanie zrobić wiele dla niego.

Dlatego zareagowali tak, a nie inaczej gdy dowiedzieli się, że ich pajączek jest dręczony w szkole.

A dowiedzieli się zupełnie przypadkowo, bo poprzez jego roztrzepanie.

***

Peter znajdował się w klasie i pluł sobie w brodę.

Dzień zaczął się całkiem normalnie, o ile tak można nazwać dzień rozpoczynający się od wrzasków Zimowego Żołnierza. A wrzask ten okazał się zwyczajnym krzykiem w kierunku Falcona, który postanowił zmodernizować jedną z jego ulubionych koszulek. Sam jednak wybrał najgorszy model jaki mógł, bo ta koszulka była prezentem od Steva na ich rocznicę.

Zatem właśnie tak Peter obudził się piętnaście (PIĘTNAŚCIE!) minut przed budzikiem. Jedynym pocieszeniem był fakt, że mógł obserwować ich pościg, który był ciekawą rozrywką z rana. Ostatecznie skończył się on w salonie. Wilson stwierdził, że da radę wejść do wentylacji przed nadciągającą burzą w postaci wkurzonego Bucky'ego. Niestety się przeliczył. Barnes złapał go w ostatniej chwili za kostkę, ściągając go tym samym na podłogę i ciągnąc za nogę na balkon. Falcon starał się wyrwać, ale miał za mało siły.

Akcja, w której najpewniej Sam miał zginąć, zostając zrzuconym z czterdziestego piętra na nowojorski chodnik została przerwana przez Steve'a. Złapał Sama w ostatniej chwili, a swojego chłopaka ostro zrugał. Nie ominęło to też drugiego mężczyzny, ale ten miał o wiele bardziej zadowoloną minę i zgodnie z wiekiem odpowiadającym swojemu rozwojowi umysłowemu, wytknął język w kierunku Barnesa, tak aby Kapitan tego nie zaważył. Bucky w tym momencie wyglądał, jakby miał zaplanowany jego pogrzeb co do joty.

W kuchni za to Peter i Tony pokładali się ze śmiechu. Pepper, który przygotowywała kanapki dla swojego syna pokręciła głową. Jednak można było zauważyć lekki uśmieszek na jej twarzy. Musiała przyznać, że jej życie stało się jednym wielkim szaleństwem odkąd w wieży zamieszała większość bohaterów, których znała.

Wyjątkiem był Clint, bo jednak miał swoją rodzinę na farmie, Scott, Strażnicy Galaktyki, którzy często do nich wpadali, Carol, Wakandyjczycy i Strange. A dzięki temu ostatniemu nie mogli narzekać na brak spędzonego wspólnie czasu. Gdy ktoś zaczął narzekać, że dawno nie widzieli kogoś z ich rodzinki, wystarczyło, że otworzył portal. Nie dość, że był świetnym terapeutą to i jeszcze lepszą taksówką. Oczywiście nie lubił żadnego z tych określeń. Za to Tony często go nimi denerwował.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz