Rozdział 28 - Pobudka na Juliana

1.2K 55 16
                                    

- Witamy wszystkich w ten piękny poranek! Za oknem świeci słońce, ale temperatura dochodzi do 10 stopni celcjusza.

To były pierwsze słowa, które obudziły Avengers. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie stało się to w sobotę rano, a głos, który je wypowiadał był zdecydowanie zbyt głośny.

- Nasza pogodynka ma świętą rację – dodał kolejny, a ten poprzedni z oburzeniem prychnął pod nosem. – Pogoda jest zajebista, ale mroźna, więc jeśli chcecie wybrać się dzisiaj na spacer to lepiej założyć coś ciepłego.

- No chyba, że chcecie stać się lodowym soplem jak nasz Kapeć, wtedy nic już nie stoi wam na drodze.

Kapitan słysząc te słowa wywrócił oczami. Leżał w salonie, zupełnie jak większość, i to w dziwnej pozycji. Obok niego znajdował się Bucky. Podnosił się i planował polowanie na debili, którzy obudzili go tak wcześnie. Sam i T'challa okupowali dywan, gdzie ten drugi przybrał pozycję typową dla śpiącego kota (pewnie Shuri zdążyła mu już zrobić multum zdjęć do szantażowania), Tony i Pepper leżeli na drugiej z kanap, a w jej nogach leżał Peter z Morgan na klatce piersiowej. Thor jakimś cudem zasnął na parapecie, a Loki z Wandą przytulali się do siebie obok kaloryfera. Ich przyzwoitka w postaci Pietra znajdowała się metr od nich i chrapała w najlepsze. Laura i dzieci już wczoraj wieczorem wróciły do domu zostawiając Clinta w wieży na małej imprezie po wczorajszej naradzie, ale jego brakowało wśród zezgonowanych Avengersów. Zresztą tak samo Scotta, co już dało mu do myślenia kto dobrał się do głośników.

- Święta racja mój wspólniku. Mamy szóstą rano, a wiecie jaka to godzina? – wykrzyknął chyba Clint i nie dając dojść do słowa Scottowi dodał: - Do wyginania ciała! Albo jak to by powiedzieli nasi staruszkowie do musztry.

I puścił na cały regulator Króla Juliana i znanym wszystkim przebój.

- Zabije tych debili – wycharczał Tony, a Bucky przytaknął mu ochoczo.

- Gdzie jest pokój, w którym teraz są? – zwrócił się do niego i powoli zaczął się podnosić.

- Korytarzem prosto, potem w lewo i ostatnie drzwi – odpowiedziała mu Pepper. Bucky podziękował jej skinięciem głowy i powoli skierował się w tamtym kierunku uprzednio zabierając ze sobą piłkę do koszykówki, którą wczoraj bawił się z Morgan.

- Zero morderstw – krzyknął za nim Steve, na co ten machnął mu lekceważąco ręką.

Muzyka nadal nie przestawała grać, więc reszta chcąc nie chcąc podnosiła się ze swoich miejsc. Morgan obudziła się wcześniej niż Peter i słysząc jedną ze swoich ulubionych piosenek zaczęła szturchać brata. Otworzył oczy, co było jego błędem, bo dziewczynka od razu wykorzystała sytuację i ciągnąc go do góry kazała tańczyć mu razem z nią, tylko sobie znany układ. A że Parker był pod całkowitym jej władaniem spełnił jej żądanie.

- Nagrywaj to – Tony szepnął w kierunku Pepper, która miała pod ręką komórkę.

I nagle muzyka ucichła, a z głośników było słychać odgłosy szamotaniny.

- Łowca odnalazł swoją zwierzynę – zaśmiał się Sam. – Jak dobrze, że chociaż raz to nie ja jestem jego ofiarą – westchnął i znowu położył się na klatce piersiowej swojego faceta.

Steve skrzywił się gdy usłyszał przekleństwa, których nie szczędził sobie Bucky. Dobrze, że Morgan zajęła się budzeniem największych śpiochów i nie zwracała na to uwagę.

- Jeśli ich zabije znam dobre miejsce – stwierdził Loki. Reszta rzuciła mu oburzone spojrzenie. - Tylko mówię – wzruszył ramionami i delikatnie odkleił od siebie Wandę kierując się w stronę kuchni. Pewnie z zamiarem zrobienia kakao.

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz