Rozdział 64 - chat

243 19 15
                                    

Wróżka: Mam wasza zgubę

Stary Dziad: STEFAN! I DOPIERO TERAZ NAM O TYM MÓWISZ?

Wróżka: No cóż, przyszedł do mnie z samego rana, załamany i wymógł, abym przysiągł że go nie wydam

Wróżka: Jednak myślałem, że jesteście na tyle inteligentni i sami się do mnie zgłosicie, bo w końcu mógłbym go z łatwością znaleźć

Wróżka: W takim wypadku mógłbym dać wam subtelną wskazówkę

Wróżka: Jednak się przeliczyłem co do waszej inteligencji

Gamcia: Serio nikt z was nie wziął pod uwagę żeby skontaktować się z nim jako pierwszym?

Stary Dziad: ...

Struś Pędziwiatr: ...

Shuri: ...

Gburasnal: I po co ja go próbuje namierzyć?

Gamcia: Czyli mam rozumieć, że nie

Wróżka: Nie skomentuję.

Wróżka: Zasnął na kanapie, także za minutę otworzę portal i przeniosę go do wieży

Stary Dziad: Czekaj!!!

Stary Dziad: Lepiej otwórz portal, ale zostaw go tam gdzie jest. I daj mi tak z pół godziny, muszę coś załatwić

Wróżka: Mam nadzieję, że wiesz co robisz Barton.

Stary Dziad: Kapitan statków zawsze ma plan

Stary Dziad: Znajdę szczyla i poszukam potrzebnych mi rzeczy

******

- Wiesz jak trudno jest żyć ze świadomością, że miłość twojego życia cię nie chce? Nie wiesz Sam! To jak... jak...

Falcon wywrócił oczami, ale nie odwrócił wzroku od swojego rozmówcy. Od godziny słuchał narzekań Barnesa. Miał już tego serdecznie dość, jednak musiał wziąć na klatę swoje członkostwo w Balconie. Co nie oznaczało, że słuchał każdego słowa emo-haiku-Barnesa. 

Nazywał go tak w myślach, bo facet gotów byłby go zdzielić swoją metalową łapą. 

Taki był rozemocjonowany.

- Jak bycie starym eksponatem, który żyje w morzu niepewności - Sam mruknął pod nosem.

- Jak bycie starym eksponatem, który żyje w morzu niepewności! 

Zimowy Żołnierz chodził wte i wewte po pokoju. W stanach wielkich emocji mógł się poszczycić większym ADHD niż Parker i Maximoff razem wzięci. 

- A moje łzy to imaginacja wszystkich cierpień i tortur jakim mnie poddano.

- A moje łzy to imaginacja wszystkich cierpień i tortur jakim mnie poddano!

To czym różniły ich wypowiedzi to ton. Wilson był znudzony, za to Bucky wzburzony. I jak zauważył Wilson (ten lepszy!) Barnes'owi kończyły się pomysły na szukanie metafor do jego cierpień, więc biedak zaczynał się powtarzać.

Zimowy Żołnierz zatrzymał się i spojrzał na Sama.

- Czy ty się ze mnie naśmiewasz? - zadał pytanie, które w gruncie rzeczy nie wymagało odpowiedzi.

- Ależ skąd! Jestem w stu procentach poważny i skupiony na twoim cierpieniu!

Falcon uniósł ręce w obronnym geście. Przybrał tak niewinną minkę, że sama Morgan byłaby z niej dumna. Bucky zmarszczył brwi, ale z racji, że jego procesy myślowe były zajęte ubolewaniem nad swoim nędznym losem, nie zauważył prześmiewczego tonu w głosie przyjaciela. 

Avengers to rodzina - Marvel chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz