Korytarz wyłożony był marmurowymi, choć zniszczonymi płytami. Pozbawiony okien tunel posiadał jedynie pomalowane na biało ściany, które przywodziły na myśl wnętrze opuszczonego szpitala. Mimi jasnych murów wnętrze było ciemne i odpychające. Otaczające mnie powietrze pachniało jak kawa i pot, rozsiewając wokół siebie przerażającą aurę. Wiedziałam, że znajduje się w miejscu, które jest rodzajem komendy. W szerokich przejściach mijały się dziesiątki Dominatów w jednakowych mundurach, co chwila otwierając identyczne, szklane drzwi.
Służby Porządkowe Redbrasu były jak połączenie policji, z podlegającą jednemu człowiekowi jednostką. Mijający mnie na korytarzu członkowie byli jak armia bezdusznych robotów, gotowych gnębić obywateli, bić Uległych i pomiatać ludźmi. A to wszystko w imię jednego człowieka - Wodza Redbrasu.
-Gdzie jest biuro naczelnika? - Zapytał od niechcenia starszy Dominat.
Hans mruknął cicho, poprawiając chwyt pod moim ramieniem. Wlekli mnie korytarzem, pozwalając by moje bose stopy szurały o zimną posadzkę. Nie uderzyli mnie. Ponownie też o nic nie zapytali. Wyciągnęli mnie z celi i zaczęli ciągnąć korytarzami siedziby dowodzenia, pozwalając by oczy mijanych mundurowych zatrzymywały się na mnie. Niektórzy nie zwracali uwagi. Inni wręcz przeciwnie. Patrzyli na moje skatowane ciało, nie kryjąc nie tylko obrzydzenia, ale i zainteresowania.
Moja głowa opadała na pierś, a koszula lepiła się do ciała. Nikt mnie nie przebrał. Miałam ten sam zniszczony, śmierdzący strój, brudny od mułu rzeki i własnej krwi. Z każdym krokiem mężczyzn, jej poszarpany dół ocierał się o wielką ranę na udzie, a pojedyncze nitki odrywały od zmasakrowanych tkanek, powodując fale otrzeźwiającego bólu.
-Poziom trzeci - odpowiedział po chwili wahania młodszy. - Na samym końcu korytarza.
Nie potrzebowałam widzieć jego twarzy, by wyczuć napięcie, z którym oczekiwał na reakcje. Jego towarzysz burknął pod nosem, zatrzymując się gwałtownie. Hans również się stanął, szarpiąc mną brutalnie.
-Możesz mi więc powiedzieć, jak najlepiej będzie ominąć jego biuro? - Dociekł, a ja wiedziałam, że to podchwytliwe pytanie.
-Nie musimy iść na tamten poziom - stwierdził szybko młodszy. - Wszystkie wydziały Uległych znajdują się na ostatnim poziomie i...
-Oh wybacz mi - wszedł mu w słowo mężczyzna.
Poczułam jak straszy puszcza moje ramię, prawie skacząc na drugiego mundurowego. Młodszy również zareagował. Spiął się mocno, a ja niemal uderzyłam o podłogę. Dominat złapał mnie w ostatnim momencie, przytrzymując moje plecy.
-Myślałem, że od razu ruszysz do naczelnika pochwalić się swoją zdobyczą - syknął straszy, pokazując na mnie. - Możemy od razu tam iść. Albo do kapitan. Wejdziesz i powiesz: Dzień dobry, proszę popatrzeć, co dzisiaj wyłowiłem z rzeki. Dajcie mi awans! Mi, obrońcy biednych Uległych!
Młodszy zmieszał się. Cofnął się o krok, mocniej ściskając moje ramiona. Uderzyłam głową o jego klatkę piersiową, która rozszerzała się zdecydowanie zbyt szybko.
-Mieliśmy unikać przełożonych - szepnął niepewnie Hans. - Mówiłeś, że...
-Że masz się nie wychylać, żółtodziobie - warknął, ściszając głos. - Mieliśmy ją przetransportować na miejsce i koniec. A ty wleczesz ją korytarzem, uśmiechając się w stronę każdego, kogo mijamy! To według ciebie znaczy nie rzucać się w oczy?
Młodszy głęboko nabrał powietrza. Poczułam jak jego ręce ślizgają się po moich sinych ramionach. Potrząsnął mną lekko, całkiem jakby starał się mną zasłonić przed towarzyszem.