Moja twarz była mokra od łez i potu. Palce kurczowo zaciskały się na prześcieradle, a spomiędzy warg wydostawał głośny, rwany oddech. Wpatrywałam się w sufit sypialni monarchy, bojąc choćby drgnąć.
Mój Dominat spał tuż obok mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie. Spokojna twarz, odkształcała się na poduszce. Jasne, pełne usta uchyliły delikatnie, a ciemne rzęsy opadały na policzki. Mężczyzna jednak się nie obudził - to znaczyło jedno - tym razem nie krzyczałam.
Koszmar był jednak równie realny i przerażający, jak wcześniejsze. Równie mocno przesiąkną moje ciało, pozwalając jedynie drżeć w jedwabnej, przepoconej pościeli. Chciałam obudzić monarchę. Chciałam się do niego przytulić. Rozpłakać prosto w ciepły tors. A potem przypomniałam sobie o każdym, z problemów, które na niego ściągnęłam. O przerwanych negocjacjach z Redbrasem. O problemach z Ligą Dwunastu. I ostatnich spowodowanych moim ponownym, przedterminowym powrotem.
Nie chciałam po raz kolejny być jedynie skrzywdzoną Uległą. Nie chciałam, by mężczyzna po raz kolejny musiał mnie chronić. Musiał znowu się martwić.
Odgarnęłam kołdrę, opuszczając rozgrzane stopy, na chłodny parkiet. Nie było to jednak nieprzyjemne. Wciągnęłam powietrze, rozkoszując się gwałtownym bodźcem. Byłam w tej sypialni. Byłam w pałacu.
Nie ma cię już w tamtej piwnicy - powtórzyłam w myślach, spoglądając na mojego śpiącego Dominata. - Jesteś bezpieczna.
Żaluzja była opuszczona. Nie widziałam ogrodu, ani nieba. Nie miałam pojęcia, która jest godzina. Wiedziałam jednak, że bez względu na porę nie powinnam opuszczać sypialni bez informowania o tym monarchy. Tym razem jednak o tym nie myślałam.
Najciszej jak potrafiłam ruszyłam w kierunku drzwi, starając nie spoglądać na pochłonięte mrokiem obrazy. Ciemne pomieszczenie, zdawało się mnie dusić. Musiałam się z niego wydostać. Musiałam zaczerpnąć powietrza.
Nacisnęłam klamkę, wykradając do głównego salonu, a mnie powitał świt. Przez wielkie okna wpadały promienie filetowi-różowego słońca, które skrywało się zza pałacem. Nie mogłam dostrzec jego tarczy, ale za to doskonale widziałam skąpany w jego świetle ogród.
Po raz pierwszy alejki pozostały całkowicie puste. Nie widziałam ogrodników, a patrole straży zdały się zniknąć pomiędzy drzewami. Kręte drogi wiły się, zdając się nie mieć końca, ani początku. Uśpione jeszcze rośliny powoli powracały do życia, przesuwając na myśl miejsce prosto z baśni. Rzucany na ławki, altanki i fontanny cień, nadawał wszystkiemu tajemniczości i spokoju. Zielone klomby, ścieżki i przycięte rabatki, emanowały niesamowitym ukojeniem. Ukojeniem, którego potrzebowałam.
Moje serce zabiło mocniej, a ja wstrzymałam oddech, przyglądając się nierealnie pięknemu widokowi. Zrozumiałam, że muszę tam wyjść.
***
Powietrze pachniało ziemią i kwiatami. Unosząca się w powietrzu wilgoć, mieszała się z potem na mojej skórze, przynoszą przyjemny chłód i ukojenie. Biegłam ogrodowi alejkami, przyglądając się rosie na liściach i zwracających ku słońcu pąkach.
Było bezwietrznie i cicho. Słyszałam jedynie swój przyspieszony oddech i uderzenia sportowy butów o nawierzchnie ścieżek. Wysiłek fizyczny pozwolił mi uspokoić myśli. Pozwolił zapomnieć o koszmarze, zarówno tym w nocy, jak i tym na jawie.
Robiłam krok za krokiem, starając wyrzucić z głowy wszelkie problemy, które na siebie ściągnęłam. Próbowałam wyrzucić Mirandę. Te okropne zdjęcie w magazynie. Osiem okropnych dni, po których czekała na mnie niewiadoma. Plan monarchy oraz wszystko inne, co przede mną ukrywał. Starałam się nie myśleć o tym, że po raz kolejny będę musiała skonfrontować się z socjetą. Że po raz kolejny będę musiała ich okłamywać o swojej relacji z władcą.