Strażnik odszedł od okna. Czarny mundur rozmył się w panującej w komnacie ciemności. Przywierając twarzą do jedwabnej poszewki, obserwowałam jak wszystko w pokoju śpi. Meble, zdobienia i nawet pilnujący mnie Dominaci, byli pochłonięci pewnego rodzaju letargiem, który dotknął wszystko tylko nie mnie.
Nie mogłam spać. Za każdym razem, gdy zamykałam powieki, nie dostrzegałam ciemności. Pojawiały się twarze. Rogera. Dyktatora. A nawet ciągnących mnie korytarzem strażników. Znowu byłam w tamtej piwnicy. Znowu leżałam na nagrzanym asfalcie mostu, pełznąc rozpaczliwie do jego krawędzi.
Otworzyłam oczy, patrząc prosto na obce okno. Nie wiedziałam, co znajduje się za nim. Nie wiedziałam, czy zdarzyłabym wstać i do niego dobiec. Czy zdołałabym zbić szybę własnym ciałem i wypaść, nim złapaliby mnie strażnicy. Jednak pierwszy raz od dawna nie miałam ochoty tego sprawdzać. W moim sercu zatlił się słaby płomień nadzieji. Być może naiwnej obłudy, że to wszystko kiedyś się skończy. Że monarcha o mnie nie zapomniał. Że wciąż jestem da niego ważna, a mi znowu dane będzie go zobaczyć.
Czyjaś dłoń przesunęła po moim boku. Poczułam jak materac obok mnie ugina się, a ciepła sylwetka przylega do moich pleców. Spięłam się odruchowo, a gwałtowny ruch spowodował tylko natężenie reakcji. Spokojny oddech wdarł się w moje włosy, a zaraz za nim podążyły palce.
Odwróciłam głowę w ciemności widząc zarys delikatnych rysów. Szare oczy patrzyły na mnie z niepokojem i pytaniem. Boni obejmowała mnie mocno, całkiem jak matka swoje dziecko, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Dopiero po chwili zrozumiałam, że płaczę. Nie szlochałam jednak. Łzy lały się po moich policzkach strumieniami, a gwałtownie nabierane powietrze, przyprawiało mnie o zawroty głowy.
Dziewczyna bezgłośnie poruszyła ustami. Nie potrzebowałam jednak słów, by wiedzieć o co jej chodzi. Chciała wiedzieć co się stało, choć wcale nie potrzebowała na to odpowiedzi.
-Mam sny -szepnęłam, nie wiedząc czy Uległa rozumie mój język. - Złe sny.
To nie była jednak prawda. To nie były tylko sny. Kiedy otwierałam oczy koszmar wcale się nie kończył. Ja cały czas w nim tkwiłam.
Boni puściła mnie. Sięgnęła do stolika przy łóżku podając mi kieliszek. Tym razem nie był on wypełniony wodą. Nawet z daleka czułam intensywny ziołowy zapach i widziałam ciemny, jak atrament kolor.
Dziewczyna ponownie poruszyła ustami, a ja wiedziałam, że każe mi opróżnić zawartość naczynia. Pokręciłam jednak głową. Nie chciałam tego pić. Nie chciałam zasypiać. Po raz kolejny pozostawiać skazana na łaskę innych.
Boni nie dała mi jednak wyboru. Delikatnie przejechała po moim policzku, uśmiechając łagodnie. Widziałam jak jej szare oczy lśnią niepewnie. Nie tylko chciała dodać mi otuchy, ona przepraszała za to co miała za chwilę uczynić.
Jej palce ujęły mój podbródek, zbliżając kieliszek do ust. Nim zdążyłam zaoponować, wlała jego zawartość między rozchylone wargi. Słodki, kleisty napój spłynął po moim gardle, całkiem jakby był magiczną substancją, a nie lekiem. Odruchowo dotknęłam krtani, patrząc na Boni z wyrzutem.
Dziewczyna nawet nie drgnęła. Zacisnęła wargi, by po chwili powiedzieć coś bezgłośnie. Tym razem zrozumiałam słowa, w które się one układały.
„To ci pomoże" - chciała powiedzieć Uległa.
Doskonale wiedziałam, że nie ma racji. Żaden lek, zioło ani roślina nie były w stanie mi pomóc. Mogli zmusić mnie do snu, zwieść i przytłumić moje zmysły. Nikt jednak z nich nie mógł mnie ocalić.
***
To był długi, pozbawiony marzeń sen. Wybudzenie się z niego, przypominało te z narkozy. Do moich uszu dobiegł głośny trzask, a ja otworzyłam oczy, nie wiedząc co dzieje się dookoła. Te kilka sekund było najpiękniejszym uczuciem od dawna. Przez czas trwania paru oddechów, zapomniałam gdzie się znajduje, co przeżyłam i co na mnie czeka.
Otworzyłam oczy dostrzegając zarys wzorzystego baldachimu i dwie znajome sylwetki. Ro i Boni zmieniały opatrunki na moich dłoniach i nodze, a ich widok momentalnie przypomniał mi gdzie się znajduje. Rudowłosa popatrzyła na mnie gwałtownie, akurat w momencie, w którym drzwi do komnaty otworzyły się.
Do środka wkroczyła postawna Dominatka, a jej szary mundur mimowolnie przyprawił mnie o skurcz żołądka. Tym razem była sama. Stojący przy drzwiach strażnicy, wyprężyli się na jej widok, całkiem jak i Towarzyszące mi Uległe. Pospiesznie porzuciły dotychczasowe zajęcie i stanęły przy bokach mojego łóżka, chyląc głowy przed oficer.
-Wygląda jak trup - syknęła po redbrańsku kobieta, zbliżając się do mojego posłania. - Miałyście ją doprowadzić do porządku.
Od niechcenia zahaczyła nogą o kawałek jedwabnej pościeli, spoglądając ponaglająco na służące.
-Musi dużo odpoczywać - wyjaśniła Ro, nie podnosząc wzroku. - Im więcej śpi, tym ciało ma więcej czasu na regeneracje.
Kobieta nie wyglądała na usatysfakcjonowaną tymi słowami. Uniosła swoje zimne jak lód oczy, przesuwając nimi po mojej sylwetce. Chłodne spojrzenie wbiło się w moją skórę, jak tysiące igiełek.
-Nasz gość dostał zaproszenie - poinformowała, wciąż wpatrując się we mnie. - Jego Ekscelencja zaprasza ją na ucztę...
Moje ciało zadrżało. Wzrok kobiety był przerażający. Jednak to jej zdania sprawiały, że moje serce gwałtowniej trzepotało w piersi. Nie chciałam ponownie widzieć tego człowieka. Nie chciałam brać udziału w jego grze.
-Pani - głos Ro wydawał się słabszy niż wcześniej. Skłoniła się niemal do samej ziemi, zaciskając palce na materiale spódnicy. - Obawiam się, że ona powinna odpoczywać. Nie ma jeszcze tyle siły...
Nie dokończyła. Oficer złapała jej naznaczony nadgarstek, demonstracyjnie unosząc go na wysokość oczu dziewczyny.
-Podważasz słowa Wodza? - Warknęła, prosto w twarz Uległej. - Myślisz, że twoje zdanie cokolwiek znaczy?
Ro nie odpowiedziała. Przełknęła ślinę, rozpaczliwie kręcąc głową. Widziałam jak zielone oczy zaszkliły się, choć dziewczyna nie odważyła się uronić choćby jednej łzy.
-Jego Ekscelencja ją zaprosił - dodała Dominatka. - A ona się tam pojawi, choćby jej nogi krwawiły, a serce ledwo biło.
Ro skłoniła się lekko.
-Oczywiście, pani - szepnęła zaskakująco pewnym głosem. - Jak rozkażesz.
Kobieta puściła dziewczynę, spoglądając z powrotem w kierunku mojego łóżka. Widziałam spełzającą na jej twarz pogardę i złość. Dominatka nie tylko się mną brzydziła. Nie cierpiała mnie. W jej oczach byłam śmieciem, którego najchętniej wyciągnęłaby z pościeli i cisnęła na podłogę, każąc przed sobą płaszczyć.
-Dokończcie ją opatrywać - rzuciła w stronę służących.
Dziewczyny od razu posłuchały. Powróciły do wcześniejszego zajęcia, delikatnie unosząc moje barwione sinikami kończyny.
-I umyjcie ją - dodała, tym razem, w międzynarodowym. - To przyjęcie na jej cześć. Nie wypada, żeby honorowy gość śmierdział jak śmierć.