Szeregowy Hans Tutus nie ciągnął mnie więcej po ziemi. Delikatnie ułożył mnie w swoich ramionach, pokonując drogę do windy, a później po długim, pozbawionym okien korytarzu. Wraz z starszym towarzyszem, szli krok za krokiem, dokładnie śledząc swoją przełożoną.
Pani kapitan zdawała się sunąć po marmurowej posadce. Jej długi warkocz uderzał o wyprostowane plecy, a schowane pod granatowymi rękawami ręce, nienaturalnie nie przywierały do jej boków. Wyglądała jak robot - zabójcza maszyna. Jej twarz była chłodna i pozbawiona emocji. W oczach tkwiło jednak coś, co mnie przerażało. Widziałam, w nich zwycięstwo. Triumf spowodowany moją osobą.
Mimo, że to moje ciało było wykończone, zawodził i umysł. Korytarz, świata i osoby zdawały się zlewać w jedną niewyraźną całość, a każda sekunda przybliżała mnie do omdlenia. Wiedziałam jednak, że nie mogę na to pozwolić. Tylko jedna myśl trzymała mnie przytomną. Musiałam dowiedzieć się co zamierzają ze mną zrobić. Dokąd niesie mnie kapitan. Gdzie i komu tym razem mam posłużyć jako pionek w nowej, o wiele gorszej grze.
Zdążyłam już zatęsknić za arystokracją. Za salą pełną spojrzeń pełnych pogardy. Za ich szeptanie i zezaagrobatą jaką mnie darzyli. To zdawało się tak odległe, że wręcz nierealne. Zastanawiałam się, czy naprawdę kiedykolwiek stałam w progach pałacu. Czy naprawdę byłam Królewską Uległą. Czy człowiek, którego kochałam naprawdę kiedykolwiek istniał.
-Siostro kapitan - niosący mnie mundurowy zatrzymał się.
Zmrużyłam powieki, starając się skupić zmęczony wzrok. Zauważyłam, że nie tylko mężczyzna stanął. Wiodąca nas Dominatka, skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując w szklane drzwi przed sobą. Nie różniły się wiele od dziesiątek mijanych dzisiaj. Były jedynie większe, a na ich środku widniała tabliczka z pojedynczym napisem - naczelnik.
-Nie zgłaszaliśmy audiencji i...
Młodszy został błyskawicznie uciszony. Kapitan wycelowała palcem w niego, a następnie we mnie.
-To jest nasza przepustka - mruknęła, przesuwając po mnie błękitnym spojrzeniem. - Z nią wejdziemy wszędzie. Nawet do pałacu samego Wodza.
Pozbawione sił mięśnie mimowolnie zadrżały. Jej słowa wypełniły mój umysł jak wielka, chłodna fala, pomagając otępianemu umysłowi połączyć wszystkie elementy. Już wiedziałam w czyjej grze miałam zacząć brać udział.
Kobieta nawet nie zapukała. Gwałtownie pchnęła drzwi, wskazując dłonią, by mężczyźnie poszli w jej ślady. Hans skulił się, jednak posłusznie podążył za kobietą. Jego towarzysz pozostał na samym końcu. Zniknął z moich oczu chowając się za plecami podopiecznego.
-Kapitan Vares! -To nie było powitanie.
Zachrypniętemu, ostremu głosowi towarzyszył głośny skrzyp fotela. Jasne światło zalało moje oczy, a po półmroku korytarza było to jak uderzenie scenicznego reflektora. Mimo nie zamknęłam oczu. Zamierzałam trzymać je otwarte, tak długo jak tylko byłam w stanie.
Światło pomieszczenie zawdzięczało rzędowi okien, który widziałem kątem oka. Głośny okrzyk za to siedzącemu za biurkiem mężczyźnie, który w pośpiechu naciągał na siebie spodnie. Tuż przy jego boku stał niski Uległy, który wbił wzrok w ziemię, zdając zawstydzić całą sytuacją.
-Co robisz? - oburzył się mężczyzna, opierając o ciemny blat. - Ty i...
Urwał. Zmarszczył brwi, a ja widziałam jak spojrzenie jasnych oczu ląduje na mnie. Usta wygięły się w wyrazie nie tyle niezadowolenia, co oburzenia.
-Przyniosłaś tu jebanego trupa? - Warknął, klepiąc w ramię stojącego obok Uległego. - Ubrudzisz mi dywan!
Niski chłopak od razu zareagował. Pochylił się nisko i wycofał, poprawiając krótką, półprzezroczysta sukienkę. Widziałam, że jego policzki płoną intensywnym rumieńcem, a dłonie nerwowo przyciskają się do zawieszonej na szyi obroży. Sprawnie wyminął towarzyszących mi mundurowych znikając za szklanymi drzwiami.