14.

1.4K 70 3
                                    

Nie wiedziałam, kiedy noc zmieniła się w dzień. Kiedy do komnaty wpadły pierwsze promienie słońca, oświetlając złocenia mebli i stojące w wazonie kwiaty. Nie drgnęłam od kilku godzin. Jak skamieniała siedziałam przy stole, wpatrując się w pilnowane przez strażnika okno. Czekałam. Choć sama nie miałam pojęcia na co.

Przez szybę dostrzec mogłam jedynie fragment zamków i znajdujące w dole góry. Choć wiedziałam, że pod moimi stopami tkwi cały Lodull, nie byłam wstanie zobaczyć choćby jego kawałka. Mimo to nie dachów i domów stolicy wypatrywałam. Nie chciałam i nie mogłam przegapić momentu, w którym to wszystko miało się skończyć.

-Jedz - poprosiła Ro, podsuwając bliżej mnie talerz z nietkniętym śniadaniem.

Wpychane mi do ust papki skończyły się. Uległe przynosić zaczęły mi normalne posiłki, których od dawna nie potrafiłabym była tknąć. Robiłam to tylko z rozsądku, z głupiej nadziei. Rozpaczliwie próbowałam przykryć wystające kości, choćby najmniejszą warstwą tłuszczu. Pragnęłam by moje ciało ponownie nabrało sił. Sił potrzebnych na wydostanie się poza te mury.

Tym razem nie byłam jednak w stanie przełknąć nic.

-Czy to normalne, że się boję? -zapytałam po albersku, nie odwracając spojrzenia od zielonych szczytów. - Powinnam czuć raczej ulgę...A ja...

Nie dokończyłam, uniosłam rozcapierzona dłoń, która drżała jakby należała do starca. Ro ujęła ją czule, szybko przyciskając do swojej piersi.

-Normalne -zapewniła, gdy poczułam pod palcami szybszy rytm jej serca. - Najtrudniej jest zawsze tuż przed samą metą.

Zacisnęłam usta. Usilnie spróbowałam opanować przyspieszony oddech. Nie bałam się tego, że wymiana nie dojdzie do skutku. Nie chodziło o kolejne dni spędzone jako więzień. Nie chodziło nawet o ból i upokorzenie, jakie przeżyłam. Najbardziej bałam się spotkać mojego Dominata.

Przerażała mnie myśl, że gdy go ujrzę, on nie będzie taki sam. Że spojrzy na mnie, a orzechowe oczy wypełni odraza. Że stanę się dla niego jego największą pomyłką. Sprawie, że będzie jak jego ojciec - podatny, słaby, zaniedbujący swój kraj. Bałam się tylko jednej rzeczy - tego, że mężczyzna mógłby mnie znienawidzić.

-To nie jest meta - odparłam, spoglądając w zielone oczy Uległej.

Ro zamrugała zdezorientowana, jakby zastanawiała się czy na pewno dobrze mnie zrozumiała. Jednak dokładnie to miałam na myśli.

Widziałam żarzącą się w oczach Wodza Redbrasu determinacje. Słyszałam rozmawiającego ze swoim szefem Rogera. Tonęłam w grze, o w której udział się nie prosiłam. Niebezpiecznej potyczce, do której uwikłana nie bym tylko ja, ale mój Dominat, Alberstria, Redbras i cały świat. Cokolwiek miało nastąpić. Z czegokolwiek nie miał mnie uratować monarcha, nie było to końcem problemów, a dopiero ich początkiem.

Drzwi do komnaty otworzyły się, a stojąca w progu Dominatka zabrał uwagę moją i Ro. Uległa dygnęła. Znajoma oficer wyglądała jednak inaczej. Jej policzki były czerwone, a sztywna sylwetka zdradzała niepasujące jej podenerwowanie. Nie weszła w głąb pokoju. Nie popatrzyła nawet na mnie, a na towarzyszącą mi rudowłosą, nie bacząc na jej brak pełnego ukłonu.

-Przyjechał - rzuciła tylko, ale nie musiała dodawać nic więcej. - Przygotujcie ją i przyprowadźcie.

Ro kiwnęła głową, a wzrok kobiety przeniósł się na mnie.

-Postarajcie się zakryć te ślady - dodała, wskazując na pozostałości siniaków. - Niech wygląda jak gość, nie chodzące zwłoki.

Jej słowa wydały się odległe i nieistotne. Wszystko sprowadziło się do jednego wyrazu - „przyjechał". Moje serce ścisnęło się w piersi, a oddech zwariował. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, a w mięśniach rozlewa dziwne ciepło.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz