27.

1.3K 74 2
                                    

Włosy lepiły się do mojego czoła. Równy przyspieszony oddech i szybka choć rytmiczna praca serca, dawały mi poczucie spokoju. Moje stopy uderzały w twardy asfalt, a podeszwy odkształcały się od siły nacisku. Wiatr i krople porannego deszczu chłodziły w moją twarz. Mijałam skulonych pod parasolkami przechodniów, zastanawiając się czy ci w ogóle zwrócą na mnie uwagę. Czy przystaną? Spojrzą? A może wskażą palcem, uzupełniając gest odpowiednią obelgą?

Nikt jednak nie patrzył. Każdy zajęty był chowaniem głowy pod kapturem i ochroną własnych ubrań przed natężającą się mżawką. Ludzie w pośpiechu osłaniali fryzury rękoma, chowając w samochodach i pod przypadkowymi dachami domów. Nikt nie zainteresował się mną. Zdrajcą narodu. Byłą Królewską Uległą. Tym razem nie byłam redbraskim szpiegiem, a biegającą o poranku Uległą, moknącą strugach letniego, ciepłego deszczu.

***

-Nie powinnaś biegać - moja mama zlustrowała mnie pełnym niezadowolenia spojrzeniem. - Musisz przybrać na wadzę. To ci w tym nie pomoże.

Oparłam się o ścianę przedpokoju, uciekając spojrzeniem.

-Musiałam pomysleć - odparłam, obserwując jak para kropli ściga się na moim ramieniu.

Doskonale wiedziałam, że kobieta ma rację. Ja jednak potrzebowałam tego momentu. Tej jednej krótkiej chwili podczas, której liczyło się tylko moje podniesione tętno i uderzające o ziemię buty. Kiedy mój umysł był całkowicie pusty, a jedyną zajmującą głowę rzeczą był kolejny krok.

-Zrobiłam ci śniadanie - westchnęła kobieta, spoglądając na mnie z troską. - Przynajmniej coś zjedz.

Kiwnęłam głową, zamierzając ruszyć za mamą do kuchni. Moją uwagę przyciągnęły jednak dochodzące z salonu dźwięki. Zatrzymałam się, spoglądając w stronę dużego pomieszczenia. Głos zdał się wyostrzyć, a mi udało się wyselekcjonować pojedyncze wypowiedzi.

-...to już czwarta z zapowiedzianych wizyt w ciągu ostatnich tygodni. Przypuszczać można, że to jedynie wpływ zbliżającego się zjazdu Ligi Dwunastu, który ma swoje miejsce już za dwa tygodnie.

Nawet nie wiedziałam, w którym momencie weszłam do salonu, a mój wzrok powędrował w stronę włączonego telewizora.

Odziana w obcisły żakiet prezenterka uśmiechnęła się do kamery, a obraz zmienił się. Dziennikarskie studio zastapił parlament. Byłam tam jedynie raz w życiu ale bezbłędnie rozpoznałam wnętrze. Zauważyłam przepychających się w tłumie członków arystokracji. Zobaczyłam migające garnitury i znajome wyuczone na pamięć twarze. A później zobaczyłam jego i moje serce stanęło.

Monarcha szedł środkiem wielkiego, wyłożonego marmurem holu. Jego twarz jak zawsze pozbawiona była wszelkich emocji, a orzechowe oczy wpatrywały się w nieokreślony punkt.Otaczali go ochroniarze, a po flankach szli doradcy, toczący nieinteresujące władcy rozmowy.

-Jego Wysokość osobiście postanowił zająć się sprawą przyjęcia poselstw, choć wiele osób nie dostrzega ich sensu - kontynuowała prezenterka. - Jego Wysokość zapewnia jednak, że pomimo niecodziennej sytuacji, nie ma się czym niepokoić.

Scena zmieniła się. Zniknął parlament i tłum ludzi. Zastąpił go tłum dziennikarzy i stojący przed mikrofonem monarcha. , na której monarcha. Ten wydawał się mu jednak niepotrzebny. Siła z jaką przemawiał mężczyzna, sprawiała, że słyszano go nawet w końcowych dzielnicach Netardu.

-To nic zaskakującego - stwierdził twardo monarcha. - Pomimo ostatniego sceptycznemu nastawieniu socjety, mogę zapewnić, że przyjazd poselstwa nie jest powodem do obaw. W końcu to nasi sojusznicy. Wszyscy jesteśmy członkami Ligi Dwunastu. Po ostatnich burzliwych wydarzeniach to chyba naturalne, że pragną nas wesprzeć.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz