11.

1.6K 65 9
                                    

Prosta, biała sukienka bardziej przypominała halkę niż właściwy strój. Cienki materiał zasłaniał najmniej jak tylko mógł, dumnie prezentując moje ramiona, dekolt i większość ud. Widziałam, jak moja skóra błyszczy się od nałożonych na nią maści i balsamów, które pomagały zanikać siniakom. Fiolet i czerwień ustąpiły miejsca żółtym plamom, które zdobiły moje ręce i nogi niczym specjalnie nałożona farba.

Światło żyrandoli wyznaczało nam drogę przez długi, pozbawiony okien korytarz. Doskonale wiedziałam jednak, że jest już wieczór. Przyniesiony przez leki sen trwał długo, pozwalając wykończonemu ciału odzyskać ułamek dawnych sił. Nie musiałam być już wleczoną przez strażników. Sama trzymałam się na nogach, choć mój krok był wolny i dość niepewny.

Odziani w czerń mundurowi bez słowa prowadzili mnie w nieznanym kierunku, nie szczędząc wysiłku by choć na mnie spojrzeć. Byli pewni, że nie ucieknę. Wiedzieli, że będę posłusznie za nimi podążać.

Nie miałam wyboru. Nie miałam po co, ani dokąd uciekać. Byłam jedną, słabą Uległą, w morzu pełnym wrogów. Za ucieczkę nie groziłaby mi jednak śmierć, a coś o wiele gorszego.

Strażnicy zatrzymali się.

-Jesteśmy - rzucił jeden z nich, wskazując na wysokie złote drzwi.

Nawet bez tej informacji, wiedziałabym, że dotarliśmy na miejsce. Za odbijającymi światło wrotami, zdawała się rozgrywać wojna. Krzyki, śmiechy i muzyka wypełniały korytarz, bez trudu przedzierając się przez zdobioną płaskorzeźbami powierzchnie.

Ostrożnie przejrzałam się drzwiom i przedstawionym na nich sceną. Małe wyrzeźbione postacie przedstawione były w sposób, który odbiegał od realiów Redbrasu. Szczęśliwy tłum stał wpatrzony w Wodza jak w obraz. Ludzie trzymali się za ramiona jak bracia. Otaczali wypełniony bogactwem skarbiec, z którego każdy z nich mógł czerpać. W rzeczywistości nikt z nich nie mógł choćby spojrzeć na te bogactwa. Ziemia, surowce i wszystko należało do jednej osoby.

-Witamy.

Tuż przede mną pojawił się Uległy. Ścięte przy samej skórze włosy odsłaniały widniejące na głowie znamię. Mimo czerwonej plamy w kształcie orchidei jego rysy były niezwykle delikatne i piękne. Wyglądał jak przepiękna lalka, której każdy szczegół został zaplanowany i wykonany z najlepszą precyzją.

-Mam zaszczyt w imieniu Ekscelencji, jako pierwszy powitać cię na zoznie - kontynuował w międzynarodowym.

Zmarszczyłam brwi, przyglądając się z zaciekawieniem jemu i jego znamieniu przy lini włosów. Chłopakowi to nie umknęło. Dotknął czoła, tym samym ukazując identyczny znak na swoim przedramieniu.

To wcale nie było znamię. Tylko blizna. Ktoś wypalił mu znak przynależności na samym środku głowy.

-Ekscelencja czeka - dodał, nabierając powietrza.

Obroża na jego szyi poruszyła się delikatnie. Odwrócił się w stronę pilnujących drzwi mundurowych automatycznie skłaniając głowę. Nie zamierzałam go naśladować. Wyprostowałam się jak najbardziej tylko potrafiłam. Poczułam, jak mięśnie spinają się w nim ciele, a oddech przyspiesza. Mimo to nie zawahałam się. Zaciskając zęby podążyłam za Uległym, przekraczając próg niepowtarzalnych wrót.

Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po rebraskim przyjęciu. W momencie, gdy tylko znalazłam się w pomieszczeniu porzuciłam wszelkie wyobrażenie o tym wydarzeniu. W Alberstrii elity bawiły się na sztywnych balach, pośród jedwabi i wyszukanej etykiety. W sali, na której się jednak znalazłam panował całkowity chaos.

Wielkie pomieszczenie tonęło w półmroku, rozświetlanym przez świeczki i nieliczne lampy. W wypełnionym duchotą powietrzu unosił się zapach perfum i alkoholu. Muzyka wypełniała uszy wszystkich, lecz nikt wydawał się jej nie słuchać. Wszyscy pochłonięci byli zabawą, której centrum, a zarazem jedyne miejsce było przy długim stole.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz