Uwadze władcy Redbrasu, nie mogło ujść nic. Był to jego pałac, jego kraj i jego ludzie. Nie byłam więc choćby odrobinę zaskoczona naszym spotkaniem w ogrodach. Mało tego, byłam całkowicie pewna, że to on chciał do niego doprowadzić.
Spacerowanie u jego boku było jednak, było jak przechadzka w towarzystwie jadowitego, czyhającego na atak skorpiona. Brzydziła mnie jego obecność. Brzydził mocny zapach piżma i skóry. Brzydziła jego twarz i czarne, obserwujące mnie oczy. Nie chciałam mieć nic wspólnego z mężczyzną, który oznakował mnie jak bydło. Który obnażył mnie na sali pełnej obcych Dominatów, niemal gwałcąc na oczach wszystkich.
-Słyszałem, że uwielbiasz świeże powietrze - rzucił Wódz, nawet na mnie nie spoglądając. - Podobno dużo biegasz.
Zacisnęłam zęby, nie mogąc zignorować jego obojętnego tonu. Zmienność jego nastrojów i maskę, które przybierał, była szybsza niż mrugnięcie oka. Ja jednak wciąż widziałam jedną, prawdziwa twarz mężczyzny. Tą, którą pokazał mi podczas zozny. Jego wściekłe oczy i odrażający uśmiech, z którym kazał mnie okaleczyć.
-Ekscelencja ma racje - wycedziłam przez zęby.
-Pomyślałem, że przechadzka sprawi ci przyjemność - mruknął, chowając się w cieniu parasola.
Niosący go Uległy uważnie śledził kroki swojego Wodza, uważając na każdą zmianę tempa, czy przystanięcie. Oplatająca szyję obroża i przezroczysta spódniczka, były jedynym co zasłaniało jego ciało. Promienie popołudniowego słońca rozpraszały się na jego śniadej cerze i odbijały w sarnich oczach.
-Jeśli cokolwiek może ją sprawić w więzieniu - odparłam, wciąż przyglądając się chłopakowi.
Dyktator to zauważył. Złapał przód obroży Uległego, przyciągając do siebie. Trzymany przez chłopaka, prawie upadł na ziemię, w ostatniej chwili złapany przez pozostającą na uboczu Ro.
-Prawda, że jest przesłodki? - westchnął retorycznie, ujmując twarz podwładnego. - Najświeższy nabytek, ale zarazem najbardziej nudny...
Zagryzłam wargę, czując jak w mojej piersi rozlewa się nieprzyjemne ciepło. Każde słowo czy uwaga Wodza, jedynie pogłębiała nienawiść, którą go darzyłam.
-Wyglądasz na zdziwioną - kontynuował mężczyzna, pozbawionym czułości ruchem, przeczesując włosy Uległego.
Chłopak nawet nie drgnął. Wbił spojrzenie w ziemię, dzielnie znosząc każdy ruch mężczyzny. Choć Dominat nie robił nic okrutnego, wiedziałam, że jego podopieczny zachowałby spokój w każdej sytuacji. Był wyszkolony, nauczony tak, by służyć swojemu władcy. Spełnić każdą jego zachciankę.
-Skądże - wydusiłam. - Nie było mi jedyne jeszcze poznać Uległego Waszej Ekscelencji.
Dominat uśmiechnął się. Puścił twarz chłopaka, który momentalnie wyprostował się, wyciągając w górę jasną parasolkę.
-Po co byś miała? - Zapytał niemal oburzony. - U nas Uległy to Uległy. Nie jadają z nami przy stołach. Nie mieszają się w politykę i życie. Kiedy zechcemy, możemy mieć innego.
Skrzywiłam się nie tyle na sens słów, co ich odrażający pozbawiony uczuć ton. Widziałam jak czarne oczy zalśniły usatysfakcjonowane, całkiem jakby każda kolejna prowokacja, przynosiła władcy niebywałą przyjemność.
-Myślisz, że w Alberstrii jest inaczej? - Zaśmiał się mężczyznę, jakby moja mina mu nie wystarczyła.
-Tam ceremonia przydziału jest wiążąca - wyjaśniłam, starając uspokoić oddech. - Dominat wiążę się z Uległym na całe życie, chyba że...