Pożałowałam, że postawiłam zniszczyć własną fryzurę, kiedy tylko moja stopa uderzyła w pałacowy dziedziniec. Niemal zderzyłam się z poirytowanym obliczem Huska, który łypnął na mnie, jak na dwutygodniową kanapkę.
-Co tak długo? - syknął, po czym przekrzywił głowę, dodając. - Jak ty wyglądasz?
Zacisnęłam wargi, próbując puścić obie uwagi mimo uszu.
-Coś się stało? - zapytałam, nie tyle zaskoczona jego poruszeniem, co raczej poświęconą mi uwagą.
Krzaczaste brwi Dominata złączyły się. Okrągłe policzki nadęły, całkiem jakby moje pytanie było czystą zniewagą.
-Jego Wysokość się spóźnia - rzucił, chwytając za mój nadgarstek. - Ale on jest królem. Ty...Uległą.
Ostatnie słowo wybrzmiało dość dziwnie. Nie miałam czasu się jednak nad nim zastanowić, gdyż mężczyzna pociągnął mnie w kierunku pałacu.
-Dokąd idziemy? - ponowiłam próbę, patrząc na wykonane z jasnego kamienia wieże.
Husk prychnął. Wolną ręką poprawił swój purpurowy garnitur, który pasował do równie kolorowej twarzy.
-Przywykłem już, do twojego kompletnego braku poszanowania - burknął pod nosem. - I nie mam już siły nawet udawać, że można to zmienić. Ale proszę cię, dla dobra swojego i przede wszystkim mojego, zachowuj się. Po prostu zamknij swoje usta. Jedz kolacje i się nie odzywaj.
-Kolacje? - powtórzyłam, a oddech zamarł mi w płucach.
Mój wzrok natrafił na stojące przed pałacem samochody. Żaden z pojazdów nie należał jednak do korony. Jeden rozpoznałam od razu. Turkusowy lakier, opływowej limuzyny nie był czymś, co można było pomylić. To było auto matki monarchy.
Drugi samochód był sportowym, choć luksusowym kabrioletem, w karmazynowym kolorze. Nie miałam pojęcia, do kogo należy auto, ale nie wyobrażałam sobie nikogo z arystokracji za jego kierownicą. Może poza jedną osobą.
-Tak - Husk powiedział, to w taki sposób, jakby coś go zabolało. - I nie obnoś się zbytnio z tym. - Mężczyzna skrzywił się, wskazując na moją pokrytą malinkami szyje. -Tam i tak panuje napięta atmosfera.
***
Lokaj otworzył przede mną drzwi jadalni, a ja zastygłam. Gdyby Husk, po prostu odwróciłabym się i uciekła. Doradca jednak popchnął mnie, wprost do pomieszczenia.
Pełne zdobień i złoceń wnętrze, tonęło w świetle kryształowych żyrandoli i świec. Przy rzędzie stał równy szereg lokali, którzy jedynie czekali na skinięcie gości. Salę wypełniała zacięta rozmowa, której echo odbijało się od strzelistych sufitów i jasnych ścian. Konwersacja jednak skończyła się, gdy zdążyłam przekroczyć próg.
Przy długim, elegancko zastawionym stole siedziały cztery osoby. I choć wszystkie były znajome, to na ich widok razem, mój żołądek ścinał się, odmawiając wszelkiego jedzenia.
-Gdzie jest mój syn? - ton matki monarchy nie przystawał Uległej .
Lodowate spojrzenie skierowało się na mnie, jakbym nie tylko wiedziała, gdzie jest monarcha, ale była odpowiedzialna za jego nieobecność.
-Jego Wysokość się spóźni - poinformował Husk bez cienia emocji.
-Nic nowego - od razu rozpoznałam głos Evelline.
Spojrzałam nerwowo na dziewczynę. Nie ja jedna. Jej matka zganiła ją wzrokiem, przez co Uległa zarumieniła się obficie. Tuż obok niej drgnął Simon. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale ja nie byłam pewna czym dokładnie był on spowodowany.