49.

1.5K 60 10
                                    

Oficjalna część pałacu nie bez powodu, nosiła te miano. Służąca do przyjmowania audiencji sala miała kształt półkola. Zakrzywioną ścianę zdobiły złote sztukaterie, które mieszały się z jeszcze większą ilością złotych ram i płaskorzeźb. Kryształowe żyrandole były jedynym źródłem światła, gdyż pomieszczenie było pozbawione okien. Jednak nie były one jedyną brakującą we wnętrzu rzeczą. Piękna, pełna przepychu i bogactwa sala właściwie pozbawiona była mebli. Wyjątkiem stanowił długi, wypolerowany do połysku stół o rzeźbionych nogach i kilka równie zachwycających krzeseł.

Zrozumiałam, że przybyli na audiencje goście, muszą stać. Ustawieni przed długim, lśniącym blatem, powinni kulić się przed siedzącym na tronie władcą. Patrząc prosto na niego i wiszący nad jego głową portret. Bo właśnie malowidło te, zajmowało nie tylko centralna część sali, ale przede wszystkim uwagę, wszystkich którzy tylko pojawili się w pomieszczeniu.

Siedziałam na jednym ze zdobionych krzeseł, nie potrafiąc oderwać spojrzenia, od spoglądającej na mnie z obrazu twarzy. Namalowany na nim monarcha, wyglądał nie jak malowidło, a lustrzane odbicie. Obojętne oblicze i niewzruszony, przyprawiający o dreszcze wzrok, sprawiały wrażenie jakby miał za chwilę wyłonić się z ramy.

-Nic się nie zmieniłaś - syknął z oburzeniem Husk.

Ostrożnie spojrzałam na mężczyznę zauważając, że ten akurat się zmienił. Zwykle starannie przycięta bródka, była o wiele za długa, a na czole znajdowało się kilka dodatkowych zmarszczek. Widniejące pod oczami wory, informowały o niezbyt udanej nocy. Pomarańczowy garnitur, nie tylko drażnił moje oczy, ale i podkreślał niepasującą mu opaleniznę.

-To nie moja wina - zaoponowałam, przegryzając wargę. - To nie ja zrobiłam to zdjęcie!

Mój wzrok mimowolnie przesunął się na leżący na stole egzemplarz gazety. Przyozdobiona chwytliwymi tytułami okładka plotkarskiego pisma, wyróżniała się jednak jednym zdjęciem. Największym, kolorową fotografią przedstawiająca mnie i Mirandę.

Ciemnowłosa spoglądała na mnie z pełną wyższości i zacięcia miną. Ja dzielnie opierałam się jej emocją, ściskając w dłoni czapkę z daszkiem. Nasze twarze dzieliły milimetry, a panujące na nich wyrazy, skutecznie można było przyporządkować parze przeciwników przed walką. Całe podsumowanie, a zarazem jasne nakreślenie przedstawionej sytuacji, wyjaśniał podpis i tytuł artykułu: WOJNA ULEGŁYCH.

Doradca prychnął. Nie zamierzał nawet na mnie patrzeć. Sprawnie przesunął wzrok na monarchę, który z zainteresowaniem i dziwną obojętnością, przyglądał się gazecie.

-To zmienia nasze plany, Wasza Wysokość - oświadczył, co opłacił zbyt ostudzoną reakcją władcy.

-Zauważyłem, Gorben - rzucił ostro, zmuszając poddanego do wahania.

Poprawiłam się na krześle, naciągając nerwowo kraniec miętowej koszulki. Nie przebrałam się. Nie miałam czasu, ani okazji. Okazało się, że ani monarcha ani doradca nie szukali mnie z powodu błahostki. Odkąd tylko zaprowadzono mnie do tej sali i posadzono na krześle, starałam się unikać wzroku własnego Dominata. Odruchowo kuliłam się na krześle, próbując zapanować nad walącym w piersi sercem.

-Arystokracja będzie zła - dodał niepewnie Husk, a jego spokojny ton był jedynie sługą obecności władcy. - Jednak nie ma możliwości, a tym bardziej sensu...

Monarcha uciszył go dłonią. Spojrzał najpierw na mnie, a później na siedzącą na końcu stołu Mirandę. Nowa Królewska Uległa, nawet nie drgnęła. Wpatrywała się w czasopismo z równym zagubieniem, co i poczuciem winy. Ona również wpędziła koronę w kłopoty. I ona również mogła ściągnąć skandal na swojego Dominata.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz