66.

1.6K 62 9
                                    

Zjazd Ligi Dwunastu miał miejsce dwa razy do roku - zimą i latem. Za każdym razem do jego zorganizowania wyznaczany był inny kraj członkowski. Państwo, na którym spoczęła odpowiedzialność, musiało na pięć dni przyjąć głowy, dwunastu najważniejszych na kontynencie krajów. To również oznaczało, że w jednym królestwie zebrano wszystkich, którzy właściwie się liczyli. Wszystkich, którzy kreowali przyszłość tego świata.

Dwusetny pierwszy Zjazd Ligi Dwunastu, miał odbyć się w Królewskie Trzech Narodów. Kraju najsilniejszym i przewodniczącym całej unii. Pięknej krainie, która słynęła z kamienistych wybrzeży, lazurowego morza i czystej potęgi. Bogactwo i siła, leżące w dłoniach jego władcy były nieporównywalne z żadnym innym. Jego podzielone na krainy królestwo słynęło z potęgi militarnej, surowców i rozwiniętej gospodarki. Nie musiał udowadniać swoich wpływów. Każdy rozsądny przywódca, nie chciał mieć go za wroga.

Jednak, gdy nasz samolot osiadł na płycie lądowiska, nie byłam w stanie uwierzyć, że coś tak pięknego może nieść za sobą tak okropne zagrożenie. Lotnisko znajdowało się na wzniesieniu, które jak domyśliła się, musiało powstać sztucznie. Tuż pod nim nie było nic poza wodą. Turkusowa, krystalicznie czysta tafla zdawała się zastępować cały suchy ląd. Dopiero później dostrzegłam, że ziemia zgaduje się z po drugiej stronie pagórka. Tam rozciągały się połacie zielonych gajów oliwnych, suchej ziemi i białych kamieni.

-Znajdujemy się na obrzeżach - wyjaśnił monarcha, jakby dosłanie wiedział, co mnie zastanawia. - Zjazd zwykle odbywa się na uboczu. Unika się metropolii i dużych miast.

-Dlaczego? - spytałam, ale mężczyzna nie odpowiedział.

Uśmiechnął się jedynie, ruszając po podstawionych schodkach w dół. Tuż na ich dole czekała Dominatka. Wysoka, ciemnoskóra kobieta miała na sobie biały, prosty strój, który przypomniał mundur. Skłoniła się nisko przed obcym władcą, po czym wyprostowała salutując.

-Wasza Wysokość, witamy w Królestwie Trzech Narodów.

Mój Dominat skinął głową, a mój żołądek ścisnął się boleśnie. Znalazłam się na terytorium wroga. W ostatnim miejscu na świecie, w którym pragnęłam być. I nawet jeśli te było tak zachwycająco piękne, to było to piękno absolutnie mnie przerażające.

-Nazywam się Helen Guru, Wasza Wysokość. Jestem podporucznikiem pierwszego Pułku Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mam zaszczyt eskortować Waszą Wysokość do na miejsce Zjazdu.

Mundurowa wyprężyła się, wskazując w stronę stojącego na płycie rzędu limuzyn. Monarcha ostrożnie zmierzył je wzrokiem. To samo zrobili towarzyszący nam ochroniarze. Ich ilość była wręcz zadziwiająca. Przypuszczałam bowiem, że na Zjazd Dominat wybierze się sam. Lub w bardzo okrojonym składzie. On jednak zabrał ze sobą cały sztab ludzi, których większość stanowiła jego własna ochrona i wojskowi.

-To dla bezpieczeństwa? - spytałam jeszcze w samolocie, a władca prychnął rozbawiony.

-Jedziemy na ich terytorium - odpowiedział. - Jeśli chciałbym mieć jakiekolwiek szanse, musiałbym zabrać całą armię.

Patrząc jednak na stojących na płycie lądowiska ochroniarzy, miałam wyrażenie, że ich obecność nie jest przypadkowa. Całkiem jakby ich cel wizyty w tym kraju, był o wiele bardziej złożony, niż mogłam przypuszczać.

-Eskortuj podporuczniku - mruknął władca, spoglądając na Dominatkę. - Nie chciałbym kazać wszystkim na siebie czekać.

Kobieta ruszyła w stronę pojazdów, a z każdym jej uderzeniem podeszwy o nawierzchnie lądowiska, czułam jak moje serce przyspiesza. Zerknęłam z przerażeniem na monarchę, rozpaczliwie pragnąc, się za nim schować. Chciałam jedynie z powrotem wsiąść na pokład samolotu i wrócić do Alberstrii.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz