8.

1.6K 75 2
                                    

Nie byłam w stanie iść. Z trudem trzymałam się w pionie, starając się postawić jedną stopę za drugą. Nałożona na mnie luźna, biała sukienka zasłaniała najmniej jak było to możliwe. Eksponowała siny dekolt i zabezpieczona ranę na udzie. Duży opatrunek przylegał do skóry, zasłaniając zmasakrowane tkanki.

Ro i Boni nie poszły ze mną. Zostały w komnacie, podczas gdy przybyła Dominatka wraz ze strażnikami wyciągnęła mnie z pomieszczenia na korytarz. Nie była delikatna, jednak tez nie brutalna. Kazała towarzyszącym jej mundurowym ująć mnie pod ramiona, prowadząc nieznanym mi labiryntem.

Nawet jeśli wcześniej bywałam w pałacach i domach arystokracji, nigdy nie widziałam podobnego przepychu. Złoto zdawało się wylewać z ścian, podłogi i sufitu. Zdobienia stroiły każdy element drzwi, a malowane na podłodze wzory precyzją dorównywać mogły chirurgicznym cięciom. Strzeliste sklepienia przyzdabiały fretki i malowidła, a mury zasłaniały ogromne obrazy przedstawiające jedną postać. Od razu poznałam przedstawiają na malowidłach twarz. Znałam patrzącego z porterów mężczyznę, którym był nikim innym, jak samym dyktatorem Redbrasu.

Syknęłam pod nosem, starając się uciec przed obliczem Wodza. Jego obecność nie tkwiła jednak tylko w obrazach. Całe przeklęte wnętrze zdawało się emanować okropną przytłaczającą energią. Eskortujący mnie strażnicy, Dominatka i nawet podążający za mną Ulegli, służyli jednej osobie. Podlegali podłemu tyranowi, którego los leżał w moich rękach.

-Czego ode mnie chcecie? -Zapytałam w międzynarodowym, spoglądając na ubraną w szary mundur kobietę. - Czego on ode mnie chce?

Mój policzek zapiekł ostro. Nawet nie dostrzegłam momentu, kiedy jej dłoń uniosła się, uderzając prosto w moją twarz. Dominatka nawet się nie zatrzymała. Jej pozbawione wyrazu oczy, wpatrywały się w korytarz przed sobą, a równy krok nie zmienił.

-Naucz się, gdzie jest twoje miejsce - warknęła, nawet na mnie nie patrząc. - Jeszcze raz odezwiesz się nie pytana, a nie będę tak wyrozumiała.

Trzymający mnie strażnicy, jak na zawołanie poprawili swój chwyt. Ich palce mocniej owinęły moje ramiona, zmuszając do utrzymania się w pionie. Czułam, jak moje ciało zamiera, a powietrze opuszcza płuca. Nie chodziło o wymierzony policzek. Nie chodziło o niewzruszoną minę i ból, który był niczym do tego, którego wcześniej doświadczyłam. Jej cios był tylko utwierdzeniem mnie w przekonaniu, że choć ci ludzie opatrzyli moje rany, wcale nie zamierzali mi pomóc.

Kobieta stanęła. Myślałam, że ponownie postanowi mnie ukarać w zamian za brak reakcji lub przeprosin. Ta jednak zatrzymała się przed dwuskrzydłowymi, zdobionymi drzwiami. Ostrożnie uniosłam głowę, przyglądając się zastępowi czuwającymi tuż przed nimi. Ustawionym w ciasnym rzędzie ubranym w czerń strażnikom, towarzyszyli Ulegli. Każdy z nich w dokładnie takim samym stroju, z taką samą obrożą na szyi i identyczną blizną na nadgarstku.

-Przyprowadziłam gościa - obwieściła Dominatka, spoglądając na pilnujących drzwi Dominatów.

Nikt nawet się nie zawahał. Mundurowi w mgnieniu oka odstąpili od drzwi, pozwalając skąpo ubranym Uległym je otworzyć. Kobieta również nie zwlekała. Wyminęła stojących na jej drodze, wchodząc prosto do pomieszczenia.

Trzymający mnie strażnicy, podążyli za nią. Przeciągnęli mnie przez próg, niemal potrącając czuwających na bokach Uległych. Tamci nawet się nie wzdrygnęli. Nieprzerwanie wpatrywali się w ziemię, uciekając spojrzeniem przed Dominatami i odgrywającą się sceną. Płaszczyli się identycznie, co Ro i Boni w komnacie. Całkiem jakby nie byli człowiekiem, a istotą, której samo istnienie było obrazą.

-Ekscelencjo - usłyszałam jak Dominatka, przybiera oficjalny ton.

Uniosłam głowę, starając się rozejrzeć po pomieszczeniu. Nie zdążyłam. Dwójka strażników, puściła mnie, pozwalając uderzyć o podłogę jak worek ziemniaków.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz